piątek, 4 kwietnia 2025

Blue Jay (2016) - Alex Lehmann

 

Małe kino i wino, czyli romantycznie w maksymalnie kameralnym wydaniu w piątkowy lub sobotni wieczór. Tyle że tym razem nie gdy słońce zajdzie, tylko gdy słońce dopiero co wstało, zatem wbrew dobremu kinowemu obyczaju, podłóg zasad kogoś kto w zupełnie innym niż standardowy tryb pracuje. Natomiast co do subtelnej wizualnie filmowej materii miłosnej, to tak - to jest to i ta rekomendacja usłyszana od wyjątkowej osoby w stu procentach pokrywa się z rzeczywistością chłoniętych, dojmująco odbieranych wrażeń, przeżyć i przede wszystkim wzruszeń doznanych dzięki “Netfliks przedstawia”. Historia miłosna spotykającej się przypadkiem po latach wiekowo dojrzalej już pary - Jim? Cześć Amando. Oh my God. Jak się masz? Dobrze. A Ty? Doskonale! I poleciało. Się zawiązało i poleciało, by odkryć co naprawdę kryje się za tym “dobrze” i “doskonale”. Fajne od pierwszej chwili, magnetyczne napięcie, a potem kwitnąca chemia i… no właśnie, to w finale „i”! Sentymentalne, nostalgiczne cudo w rozmiarach minimalistycznego metrażu - naturalne, autentyczne. O sile wspomnień związanych z innym człowiekiem i miejscem - mocy przeżyć zakodowanych w najbardziej wdzięcznym okresie życia i uwolnionych wpierw nieśmiało z czasem już z siłą niemal kompletnie bez kontroli, za sprawą zbiegu okoliczności - nie tylko odgrzewających wcześniejsze uczucia ale i potęgujących je emocjami obecnymi. Przefiltrowanymi przez to co płynące z doświadczenia i dojrzałości - docenionych i zagospodarowanych z troskliwą uważnością i tą jedyną w swoim rodzaju (gdy się kocha bez opamiętania z wzajemnością) intuicją. Te fantazje, gry i inscenizacje, totalna swoboda we dwoje. Coś fantastycznego - głęboko analitycznego i najzwyczajniej romantycznego. Dramatycznego i przygnębiającego jednocześnie, gdy na jaw wychodzi mroczna zaszłość, jaka bez względu ile czasu upłynęło i jak bardzo empatycznie postacie na siebie patrzeć by nie przestały, to wypływać będzie i kotłować w głowach. Mały film o spojrzeniach i grymasach, kapitalnie zagrany i bez tego wszystkiego zbędnego co dodaje i rozprasza zarazem, na poziomie scenariusza napisany. To się ogląda i tym się przez te ograniczone minuty kompletnie od świata zewnętrznego tu i teraz odseparowanym żyje. Zapewne tylko, jeśli się nie jest właśnie w szczęśliwym związku teraz, to przez własne doświadczenia w wyobraźni podczas seansu fantazyjne scenariusze idealne, przepracowuje i marzy. Marzy, choć to co na ekranie to jest piękne ale rozsądnie, albo odpowiedzialnie niespełnione, bowiem bardzo istotny ciężar w nim samej traumatycznej jak się okaże historii - jakaś też prawda trafiona o reakcjach kobiecych i męskich, czy dziewczęcych i chłopięcych na stres, frustrację - wyzwania.

P.S. Myślę iż gdyby nie idealny casting (Duplass sobie sam pomógł, pisząc też scenariusz) nie wyszłaby tak do serducha z impetem docierająco, ta godzina dwadzieścia krótkiej i osadzającej się w pamięci formy monochromatycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz