Z zaskoczenia Grzesznicy furorę w przestrzeni internetu (tam gdzie maniacy kina zamieszanie ustawicznie czynią) zrobili i nie było opcji aby bez względu na raczej neutralny stosunek do Ryana Cooglera reżysera - z okazji sprawdzenia rekomendacji nie skorzystać. Wiem już teraz więcej niż wiedziałem z kilku fragmentarycznie przylukanych opinii i te cząstkowe refleksje kilku typków pokrywają się z moimi, ale nie jest to absolutnie sprężyna sugestii, tylko osobiste, subiektywne odczucie, że przede wszystkim Grzesznicy to takie znacząco bardziej rozbudowane, z istotnie głębszym dnem Od zmierzchu do świtu, gdy popatrzeć na krwisto czerwoną rozgrywkę z właściwej części obrazu, ale poza tym wampirzym sznytem, historia Ameryki, więc bawełniane niewolnictwo i indiance i Hoodoo i oczywiście prawo Boże oraz w szczególności ten przekonująco zagospodarowany wątek bolesnej segregacji rasowej powiązanej z absurdalnie błazeńską białą supremacją - sporo, prawda, ale się nie ulało. Może właśnie się wydawać z pozoru że dużo za dużo do tej hybrydowej stylistyki powrzucane, bowiem jeszcze to i tamto z licznych ingrediencji uważone pod ciężką pokrywką raz na intensywnie podsyconym, raz zdatnym do wolnego duszenia ogniu, ale ku mojemu zaskoczeniu całość świetnie dociska w fotel i kapitalnie wciąga klimatem. Swoje na plus robi także sporo zmysłowych, gorących scen damsko-męskich, a najbardziej w dialogach tejże podkręconej seksualnej atmosfery, jednak najważniejsze co mnie przekonało, to wydarzyło się około połowy, czyniąc seans z miejsca porywającym. Na myśli mam widowiskową, genialnie dynamicznie nakręconą scenę taneczną, w której duch bluesa przenika się z hipnotyzującym duchem tradycyjnych dźwięków oraz groovem wszystkiego „czarnego” co współcześnie w nucie najlepsze, jak i w schyłkowej fazie choreografia wampirza oraz na finał klamra z puentą tak ciekawą, co po prostu kogoś kto ceni tradycyjny bluesowy wkład w rozwój gitarowej nuty wzruszającą. Ogólnie kawał soczystego mięcha, rzeźni i bardzo wyjściowego przeginania oraz tak zabawna beka z białego country-bluesa i z folku czy z drugiej mańki bardzo poważne i bardzo trafione naczelne i wiodące dosadnie sprzedane rozkminy wokół znaczenia poszukiwania wspólnoty i miłości. Może dość długo się rozkręca to widowicho, lecz kiedy wchodzi we właściwy tryb, to potrafi przekonać zmysł słuchu i wzroku, bo mnóstwa widać i słychać w nim serca twórców - ich pasji i przekonań, jak i te wszystkie metafory tak doskonale są poubierane w treść i wizualno-muzyczny anturaż wbite, że chwalić należy. Nawet jeśli konwencja taka zamaszysta nie często mnie akurat bawi i rozwija.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz