środa, 17 grudnia 2014

Frank (2014) - Lenny Abrahamson




Jak się cieszę że w końcu czas wygospodarowałem, by z Frankiem i jego osobliwą trupą się zapoznać. Niecodzienną, oryginalną przygodę przeżyłem towarzysząc metamorfozie Rudego - mentalnej przemianie, jaka efektem przypadkowego spotkania. Bawiłem się setnie, choć to nietypowy rodzaj komedii z równie intensywną domieszką dramatu czy specyficznego rodzaju powagi. Nie wpadałem w jakieś duszące ataki śmiechu, lecz na mojej twarzy bezustannie gościł grymas luzackiego zadowolenia. Czułem przypływ optymizmu, bo ten obraz traktując o ważkich kwestiach podany został w nietuzinkowy sposób, a co najważniejsze równocześnie niezwykle dojrzały i na swój sposób zabawny. To frapująca, ciepła opowieść podlana pokręconym poczuciem humoru i alternatywną „inaczej” muzyką z nieprzeszarżowanymi kreacjami - na czele z naturalnie skupiającym na sobie największą uwagę Michaelem Fassbenderem. Typem grającym postać ze sztuczną głową, w której zastygłej mimice paradoksalnie znaczne pokłady emocji zawarte. To kolejna jego świetna rola i dowód, że obecny status, jaki w filmowej branży uzyskał jak najbardziej zasłużony. On jako frontman w scenicznych popisach Franka niczym Jim Morrison – szaman (król jaszczur) z potężnym głosem recytujący natchnione frazy. Jestem po tym doświadczeniu pod naprawdę dużym wrażeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj