środa, 3 grudnia 2014

Soen - Tellurian (2014)




Łatka klonu Toola zrzucona, ale ja już na debiucie wychwytywałem te niuanse, subtelne różnice, które własną tożsamość grupie pozwalają zbudować. Czuć jednakowoż pośród tego, co dla Soen już charakterystyczne, inspiracje przechodzące od jednej ekipy Maynarda do drugiej. Czyli na dwójce więcej skojarzeń z A Perfect Circle, z dodatkowymi sporymi archetypicznymi naleciałościami stylu firmowanego przez formacje prowadzoną od  lat przez Mikaela Akerfeldta. To zupełnie oczywiste z racji pochodzenia Martina Lopeza, którego bębnienie swego czasu było istotną częścią marki Opeth. Jest na Tellurian subtelnie i nostalgicznie, ale i z wyraźnym nerwowym pulsem czy dynamicznym akcentem. Taki The Words jest idealnym przykładem wyciszonej atmosfery skupionej na pięknej linii melodycznej wokalu, Koniskas zachwyca brzmieniem motywu prowadzącego, starannie budowanym napięciem, delikatnym, płynnnym refrenem i wybuchem energii w kombinacyjnej drugiej części utworu, a finałowy The Other's Fall to już eksplozja, ekstaza i euforia w jednym. Najogólniej rzecz biorąc każdy z numerów jest świetnie wyważonym przykładem technicznej zawiłości splecionej w uścisku z klimatycznym wykorzystaniem nietuzinkowej atmosfery, gdzie istotną rolę odgrywają płynące, zwiewne zaśpiewy Joela Ekelöfa. Jestem już dzisiaj bogatszy w doświadczenie znajomości drugiego albumu Soen i ogromnie usatysfakcjonowany, bo miałem trafne przekonanie, że z tej mąki wyrośnie wspaniały bochen. Oni moje oczekiwania w stu procentach spełnili dając mi poczucie egoistycznej dumy, iż postawić na odpowiedniego konia w wyścigu do wysokiej jakości potrafię. Z dużą niecierpliwością oczekiwałem tego albumu, z oddechem wstrzymanym, bo to obok Oddland jedna z największych nadziei w klimatyczno-technicznej niszy. Słucham tego krążka z niesłabnącą, wciąż świeżą fascynacją, a on mnie systematycznie zasysa. Wiem jestem już jego niewolnikiem – jestem już w tych kompozycjach zatracony. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj