środa, 6 maja 2015

Strapping Young Lad - SYL (2003)




Ostatnio o Obsolete Fear Factory pisząc, odważnie jako pokrewną zestawiłem formację Deftones z ekipą Burtona C. Bella i Dino Cezaresa. Czy zasadnie to już kwestia bezwzględnie subiektywnej oceny. Teraz przy okazji refleksji wokół trzeciego krążka Strapping Young Lad kolejną paralele sobie nakreślę. Mianowicie po lewej w tej triadzie projekt szalonego profesorka postawię – w centrum fabrykę strachu, a po prawej miejsce załoga Chino Moreno będzie zajmowała. :) Ryzykowne nazw zestawienie? W moim przekonaniu absolutnie nie, bo ono przecież jak najbardziej zasadne! Strapping Young Lad, Fear Factory, Deftones - wszystko mi tutaj w sensie teoretyczno-praktycznym gra. Nie rozwinę teraz jednako egzemplifikacji powyższej triady, pewnie kiedyś przy okazji ją szerzej udokumentuję z wyraźnym zestawieniem cech wspólnych i tych, które w moim przekonaniu wiążą powyższe grupy w łańcuchu powiązań z genezy gatunku wynikających. Teraz tylko skupię się na dziecku Devina Townsenda, a dokładniej na krążku z 2003 roku. Przyznaję, iż ani Heavy as a Really Heavy Things, ani City mnie swego czasu nie przekonały. Zbytnio intensywne, nawet obłąkane się jawiły, natomiast krążek z piórkiem na okładce, mimo, że uznany w kręgu fanów za zbyt komercyjny (to chyba żart), idealnie zespolił specyficzne szaleństwo i przebojowość. Jest na nim soczyście i ciężko jak jasna cholera, gwałtownie i brutalnie rzecz oczywista, ale jest i zdecydowanie wyraźniej i przejrzyściej, bo w tych kompozycjach sporo zabawy melodią wyłapuję. Taką faktycznie dla wielbiciela ekstremy, gdyż typowy konsument radiowej papki jedynie chaos w tych numerach zidentyfikuje. W moich oczach, bardziej uszach jednak ten gest w stronę większej czytelności utworów, czy nawet chwytliwości jest wyczuwalny i on decydującą rolę w zbudowaniu głębokiej z tym albumem więzi odegrał. Zwyczajnie lubię, kiedy pewien umiar zachowany zostaje, a kontrola nad dźwiękami nie pozwala autorom zbytnio w megalomani się zatracić, której efektem niestrawne szaleństwo czy popisy dla popisów. Ten krążek złoty środek stylistyki Strapping Young Lad eksploruje, a ja wybornie się w jego towarzystwie odprężam. Pisze jak jest!

P.S. Powyżej może bezzasadnie dwa pierwsze wydawnictwa Strappingowe zignorowałem. Uprościłem ich zawartość do nieprofesjonalnego mianownika, że zbyt obłąkane. Dlatego też sięgnę po nie przy najbliższej okazji i z perspektywy czasu i dzisiejszych własnych preferencji muzycznych ocenię. Moja wiedza zaktualizowana zostanie, a i kolejny przy okazji tekst na strony NTOTR77 powstanie. Taki właśnie ambitny, wyzwaniem mianowany plan sobie teraz nakreśliłem! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj