sobota, 2 września 2017

Jawbone (2017) - Thomas Napper




Półtorej godziny rasowego, surowego w formie i bogatego w prawdziwe przeżycia męskiego kina, które akurat cichaczem na ekrany weszło i co niesprawiedliwe oraz niezadziwiające niestety, bez większego echa się odbiło. Na szczęście kierowany odnalezioną rekomendacją tego kapitalnego kina nie przegapiłem, za co składam podziękowania na ręce pewnego pasjonata i sobie jednocześnie gratuluję wytrwałości w konsekwentnej obserwacji kilku dobrych blogów tematycznych. Krew, pot i łzy na ekranie, ale płacz bohatera to żadna egzaltowana zagrywka pod publiczkę, lecz szczera emanacja stanu ducha i ciała. Bo boks to sport dla twardych typów bez niby miękkiego podbrzusza, ale także ludzi z krwi i kości, czasem o zaskakująco kruchej emocjonalności pod grubym pancerzem przed widokiem skrywanej. Takich doświadczonych życiowo zakapiorów, poświęcających niemal wszystko w walce nie tylko z przeciwnikiem ale i własnymi ułomnościami. Bo jak widać na załączonym „obrazku” najczęstszym i najtrudniejszym przeciwnikiem własne słabości, niedostosowanie społeczne i mentalne. To jak teraz spostrzegam Jawbone nowy The Wrestler, gdyż równie mocno nasączony klimatem frustracji i desperacji, bezwzględnym światem dominacji, powolnego upadku i względnego zwycięstwa w walce z demonami uzależnienia. W dodatku z obłędną sekwencją finalnej walki, która autentyczną rzeźnią, gdzie między linami piorą się niemiłosiernie, a sfilmowanie i zmontowanie tej makabry to osobny powód do dumy dla realizatorów. Szukać, oglądać, przeżywać!

P.S. Tak jak doczytałem i tymiż wskazówkami przy poszukiwaniach tytułu się kierowałem, Jawbone to „Cios kina niezależnego, szczerego, niebywale ożywczego. (…) To wybitny film, bez cienia fałszu i sekundy efekciarskich odcieni. (…) Wielki mały film.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj