wtorek, 19 września 2017

Prophets of Rage - Prophets of Rage (2017)




Na gorąco się wypowiem, bo akurat kilka ostatnich dni w aucie z debiutem Prophets of Rage spędziłem i nie ma w tym cienia przypadku, gdyż z założenia w moim przekonaniu to album typowo motoryzacyjny. Motoryzacyjny, bowiem idealnie sprawdza się wyłącznie jako pobudzający towarzysz podróży, a "wyrok" i uzasadnienie błyskawicznie powstało już po kilka przesłuchaniach materiału, gdyż mam przekonanie, iż to co miałem usłyszeć już do moich uszu w pełni dobiegło i niczego nowego w numerach ekipy Toma Morello, chociażbym uszu nadstawiał, intelekt naprężał nie dostrzegę. Ogólnie rzecz biorąc słucha się tych dwunastu numerów bez bólu ale i większej ekscytacji on słuchaczowi oszczędza. Jadąc przez track listę po kolei, są wzloty, totalnych upadków może nie ma, jednak ja akurat pocisku o większej sile rażenia od instrumentalistów Rage Against the Machine oczekiwałem i nawet jeżeli moje podejście życzeniowe przez znawców tematu i historii grupy może być obśmiane, to ja i tak przy swoim pozostanę, że takich "motherfucker" wymiataczy stać na pocisk, nie kapiszon. Niestety z dużej chmury deszcz co odrobinę tylko zmoczył, a problem polega oczywiście na tym, że zamiast wściekłej melodeklamacji Zacka mamy sprawne, lecz pozbawione wymaganej ikry i siły wyrazu, płaskie, standardowe frazowania nawijaczy pochodzących z Public Enemy i Cypress Hill. Jak więc mogłem tak wysoko poprzeczkę zawieszać skoro świadom byłem, że Zack w obecnej kondycji psychicznej dogadać się nawet z własnymi demonami nie może, a co dopiero z trzema ziomalami o równie silnych osobowościach. Wiedziałem kto tutaj paszczą odgłosy dawać będzie, zatem opadu żuchwy zaskoczeniem powodowanego nijak nie mogłem się spodziewać. Ja tylko zakładałem, że Tom Morello wyrzeźbi chociaż takie riffy, że ja padając na kolana przeklinać będę jedynie absencję Zacka, a nie jakieś pretensję ku Morello, Commerforda i Wilka kierował. Nawet jeżeli nie mam podstaw do totalnych pretensji, kręcenia nosem z pełną dezaprobatą, to jednak kilku kawałków nie jestem w stanie przemilczeć. Startują goście z werwą, bo dwa single które od jakiegoś czasu promują płytę, to konkretne strzały ale już trzeci, czyli Legalize Me podobnie jak umieszczony nieco później Take Me Higher to takie, mocno upalone i mocno ubogie wersje Red Hot Chilli Peppers (znaczy bilety tańsze, jak mi ktoś podpowiedział :)). Niby nóżka potupuje i gładko wpływają ale to zupełnie inna bajka niżbym się spodziewał - taka miałka, taka banalna. Cała reszta zaś wydaje się zawieszona pomiędzy formułą "rejdżową" i "audislejwową", raz cisną bitem zriffowanym, a innym razem riffem nieco przypiaszczonym. W żadnym jednak numerze nie łapią poziomu oryginału, a powód, że się powtórzę tkwi w zupełnie innej formule wokalnej. Dla mnie obcej zupełnie i przez to trudnej do oswojenia. Na zakończenie części zasadniczej uwagę zwrócę i spróbuje być zabawny anegdotką częstując, że jak pewna pięciolatka w aucie efekt ze Strenght in Numbers usłyszała, to czy to kura gdacze zapytała. :) Taki to zabawny wałek.

P.S. Na marginesie jeszcze napisze i zrobię to z premedytacją, by tekstu głównego nie kalać nieprzyzwoitością, inaczej aby poprawności politycznej w nim nie brakło, a każdy kto przewrażliwiony i pozbawiony dystansu nie pieklił się po kilu pierwszych zdaniach zarzucając mnie epitetami. Ja białas pozbawiony naturalnie murzyńskości w postaci lekkości w rytmicznym nawijaniu (rapowaniu powinienem napisać :)) jak słucham tego zaflegmionego bełkotu jednego z Panów, który głosu użycza, nie mogę wyje*** z głowy obrazu tłustego czarnucha obwieszonego złotymi łańcuchami, który rozlewając się w fotelu rozkminia arogancko tematy. I wiem, że postawa obydwu raperów musi być inna, bo światopogląd Toma Morello nie pozwoliłby aby osoby niskiej wartości intelektualnej, czy moralnej towarzyszyły jego działaniom artystycznym, to mam już tak mocno wdrukowany tego rodzaju obraz raperki, że za cholerę nie jestem w stanie tego stereotypowego myślenia przezwyciężyć. Taka siła negatywnego doświadczenia. Co zrobisz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj