niedziela, 15 października 2017

Joan of Arc / Joanna d'Arc (1999) - Luc Besson





Nadal doskonale pamiętam, jakie ten film zrobił na mnie wrażenie oglądany premierowo w kinie. To był najlepszy, a już z pewnością najambitniejszy okres w twórczości Bessona. Wybitny Leon zawodowiec, osobliwy Piąty element i doskonała Joanna d’arc, to filmy wielkie, filmy ikoniczne już od lat uznane za klasyki. Przede wszystkim w moim przekonaniu te dwa skrajne tytuły od strony psychologicznej przenikliwe i sugestywne - słuszne i zbawienne dla rozumu. Tak jak Leon przejmująco penetrował rejony relacji międzyludzkich, tak Joanna wryła się w pamięć, jako fenomenalny obraz z mrocznym i sugestywnym klimatem na równi z dobitną ironią w ukazaniu barbarzyństwa, poddający w wątpliwość forsowaną autentyczność religijnych uniesień i bożej sprawczości, inaczej cudów dokonywanych w imię i za sprawą Boga. Wiara czyni cuda, cuda? Czy tylko potencjał okrutny wyzwala? Ja tego nie wiem. Może cel uświęca środki, uświęca też zbrodnie odbierania życia w imię walki za sprawę, byleby się po wszystkim pokornie wyspowiadać? Jak oceniać postać głównej bohaterki - to prostaczka czy nadwrażliwa i bystra niewiasta z pasją, a może już obsesją. A może tylko wychowana w gęstym sosie mrzonek ich ofiara? Dotknięta traumą mściwa arogantka, zatruwająca osobistą vendettą umysły bogobojnych rycerzy? Wykorzystana i zdradzona, dotknięta szaleństwem umysłu, psychiczną jednostką chorobową? To takie nadal aktualne, chociaż stosy nie płoną i setki lat rozwoju cywilizacyjnego za nami, a potrzeba usprawiedliwiania działań siłą wyższej tak powszechne. Pytanie, co nam daje i co nam zabierają takie klapki na oczętach pozostawię otwarte. Niedopowiedzenia bowiem największa siłą tego dzieła, więc się do tej bessonowskiej strategii podepnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj