piątek, 20 października 2017

Maudie (2016) - Aisling Walsh




Pierwsza scena, pierwsze dźwięki i już wiedziałem, że to będzie obraz, który mnie oczaruje. Skąd takie przekonanie? Ono intuicją podyktowane, tematem który ją pobudził i głębią zawartą w inicjującym opowieść ujęciu. Dalej powolutku w surowych okolicznościach dystansu i pozornej obojętności rodzi się relacja pomiędzy nią a nim. Ona kaleka fizyczna, onieśmielona własną ułomnością, z artystyczną wrażliwością i bystrym umysłem i on z osobowością wykutą w hartujących ducha warunkach - niepiśmienny, ale uczciwy, typ gościa z sercem do pracy, urobiony po łokcie i dumny. Oni jak skarpetki nie od pary, brzydka ona brzydki on, a taka szczęśliwa miłość - na prosty nieegoistyczny, niezwykle wzajemnie oddany sposób. To wdzięczna, klimatyczna ballada o prostym życiu w biedzie materialnej, ale nie duchowej. Bo pomimo że okazywanie uczuć, jako słabość rozpoznawane, głęboko pod grubą skórą emocje skrywane, to ciepło w postaciach na tyle intensywne, że wypełniające tą emocjonalną przestrzeń obficie. To wartościowa lekcja traktująca także o pokonywaniu własnych ograniczeń, barier z pozoru nie do przeskoczenia, dostosowywaniu się do oczekiwań z pokorą i konsekwencją. W uroczym miasteczku rzecz się ta dzieje, w prowincjonalnym klimacie pośród ludzi prostych, na podstawie autentycznych wydarzeń – biografii kobiety zwyczajnej na niezwyczajny sposób.

P.S. Ja chyba nie widziałem Ethana Hawka w lepszej kreacji, tutaj wypada znakomicie, na równi z niezwykle autentyczną Sally Hawkins w roli tytułowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj