wtorek, 3 października 2017

The Square (2017) - Ruben Östlund




Nagrody i fantastyczne recenzje, popularność i pełne kina oraz związany z tym splendor towarzyszy dzisiaj The Square. A ja na dźwięk nazwiska Östlund mam w głowie jeszcze tego intrygującego, ale cholernie wydumanego Turystę (tytuł oryginalny Force Majeure) z 2014 roku i obraz ludzi bez trosk prawdziwych, którzy sami sobie problemy wyszukują, robiąc z igły widły – których ten szwedzki reżyser uczynił bohaterami swojej poprzedniej produkcji. Chociaż w zasadzie te dwa obrazy zdają się różne, to jednak widać jak dłoni wspólny mianownik. Nim jak myślę, portret nowoczesnego społeczeństwa – sytego i rozpieszczonego. Tylko jak w Turyście diagnoza i puenta wydały mi się śmiertelnie poważne, a podejście do tematu wręcz ultra nadęte, to The Square jest brawurową satyrą obnażającą absurdy społeczeństwa wysoce rozwiniętego zarówno technologicznie jak i intelektualnie. Takiego zamożnego, oczytanego i liberalnego do granicy śmieszności, a czasami nawet przerażenia. Tutaj Östlund stworzył rodzaj groteski świadomie piętnującej i ośmieszającej nadgorliwość we wprowadzaniu w praktyce zasad wolności wszelakiej. Szydząc dosadnie także ze sztuki współczesnej, będącej w rzeczywistości w większości przypadków pseudo sztuką, ewentualnie substytutem zaspokajającym potrzeby intelektualnych megalomanów. Ruben Östlund trafnie diagnozuje kondycję współczesnego społeczeństwa zbudowanego z kontrastów – bogactwa i biedy sprowadzonej w imię ideałów, ale nieokiełznanej i niezasymilowanej wystarczająco. Naszkicował w obszernej formie dosadny socjo-psychologiczny portret pełen sprzeczności – czasem grubymi, momentami precyzyjnymi ruchami namalował twarz wielkomiejskiej elity. En face i z profilu, z różnych perspektyw, w przeróżnych okolicznościach ukazał puste, bo pozerskie życie, w którym podniety wyznaczają cele, a pieniądze nie mając znaczenia są wyłącznie środkiem przelewanym bez refleksji. Jest w tym filmie kilka scen, które wciskają się klinem w stereotypy, ale i też są takie, które je uodparniają na postępującą i mam nadzieję nieuniknioną ich korozję. Są momenty, gdy emocje sięgają zenitu, rozbawiając do łez, czy inspirując do głębokiej refleksji, jednak całość jest zdecydowanie zbyt obszerna i nad czym ubolewam, zatruta reżyserką megalomanią, co czyni ją chwilami zwyczajnie pretensjonalną.  Pomimo, że The Square zasługuje na wyróżnienie i komplementy, to nie podzielam zdania, iż to obraz idealny, czy dalece oryginalny, bowiem błędów które skutkują wierceniem się widza na fotelu sporo, a i w realizacji bardzo łatwe do wychwycenia inspiracje między innymi kinem Paolo Sorrentino. Wzory może godne, warsztat Östlunda świetny, jednak pokory zero. Odważny film o ważnych kwestiach, w założeniach wtykający kij w szprychy dla mnie okazał się szczwanym mąceniem w wodzie, którą samemu jeszcze do niedawna chroniło się przed zakusami politycznie niepoprawnych sabotażystów. W nim jak powyżej chyba wyraźnie dałem do zrozumienia natłok detali i problem z umiarem – liczne trafne spostrzeżenia i nie zawsze esencjonalne wnioski. To produkcja, którą należy zobaczyć, lecz przed seansem obowiązkowo proszę uzbroić się w wyrozumiałość dla specyficznej mentalności reżysera i formuły, którą sobie wydumał.

P.S. Nagroda bezdyskusyjnie to tylko należy się kolesiowi, który zrobił szympansa! Jak on tego szympansa zrobił? Zrobił go on wyśmienicie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj