niedziela, 29 października 2017

Wymyk (2011) - Grzegorz Zgliński




Już przy okazji pierwszej sceny Zgliński zdaje się nieco fałszywie z przekorą podpowiadać dlaczego akurat tak historia się potoczy. Dostarczać z każdą kolejną sceną decydujących argumentów aby zrozumieć dwie skrajnie różne postawy, te rywalizujące samcze osobowości braci w masie drobnych, pozornie niegroźnych przepychanek, pomiędzy rodzeństwem o różnych naturach i podobnych ambicjach dominowania. Rodzina w tle, wcześniejsze tragiczne doświadczenia, relacje pomiędzy jej członkami i tak już dość skomplikowane, a tutaj jeszcze kolejny dramat, który obnaża wszystko. Pytanie fundamentalne reżyser chce zadać, co byś człowieku zrobił, zareagował czy milczał, ruszył natychmiast na pomoc czy poddał się paraliżującemu strachowi? Teraz już dla starszego z braci za późno, chwila weryfikująca charakter zdeterminowała bezlitośnie przyszłość. Trzeba z tym żyć, a sumienie gryzie, wstyd teraz pobudza do działania, lecz to na nic, czasu za cholerę się nie cofnie. Zgliński przenikliwie portretuje zwyczajność postawioną przed faktami dokonanymi, mierzącą się z ich konsekwencjami, jakby zza kadru natrętnie podkreślając banalną prawdę zamykającą się w stwierdzeniu, jak niewiele człowieku wiesz o sobie, dopóki nie zostaniesz postawiony twarzą w twarz z własnym strachem i wreszcie bezsilnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj