sobota, 7 kwietnia 2018

Entombed - Serpent Saints - The Ten Amendments (2007)




Cztery lata pomiędzy Inferno, a Serpent Saints upłynęły - pod znakiem problemów w obozie szwedzkiej legendy, z poprzedzającym tylko dziewiąty longplay mini wydawnictwem When is Sodom. Premiera przekładana, fani w konsternacji - o co chodzi, po co to, i co jeszcze z tej sytuacji dla Entombed wyniknie? Wreszcie w czerwcu 2007-ego roku Serpent Saint się pojawia i jak pamięć mnie nie oszukuje, kiedy po raz pierwszy płytę odpalam szoku doznaje ociupinkę, gdyż nawet jeśli When is Sodom zapowiadać mógł kurs na oldschool, to jednak nie prognozował tak ostrego nawrotu w kierunku korzeni na LP. Tym razem paliwem dla sztokholmskiej załogi archaiczny punk, wulgarny noise z dolaną do tego ognia tylko w skąpych proporcjach death’n'rollową oliwą. Klasyczny skandynawski death metal rządzi i dzieli, zarówno w wymiarze edukacyjnym tych archetypicznych bezpośrednich ciosów, jak i w frazeologii tytułów, tekstach i wymiarze merytorycznym znaczeń. Masters of Death, Warfare Plague Famine Death, Love Song for Lucifer (tytuł to jedno, klimat to drugie), w tym moi faworyci, Amok, Thy Kingdome Koma wraz z oczywiście tytułowym wałkiem z epki. Chamskie riffy, klimat z zatęchłej piwnicy, tłuste, opryskliwe brzmienie, przepity ryk Petrova, ikoniczna oprawa graficzna nawiązująca do początków sceny, czyli w ogóle i szczególe wyraźny manifest przywiązania do surowego podręcznikowego szwedzkiego napierdalania, z jednoczesnym odcięciem się od lajtowego okresu z Same Difference. Dziś po ponad dekadzie od premiery krążek okazał się ciekawym wyłomem w death'n'rollowej stylistyce okupowanej przez Entombed przed Serpent Saints i jak się okazuje w nowej odsłonie personalnej także po nim. Gdzie by dzisiaj byli, gdyby się na drobne nie rozmieniali, to wyłącznie pozbawione wymiaru praktycznego spekulacje. Tym którzy takiej ścieżki Entombed żałują, utyskują potwornie, iż droga Alexa Hellida i L.G. Petrova się rozszczepiła, bez względu na fakt, iż Back to Front i Dead Down to udane płyty, to ja jednak rację przyznaje i po cichu cierpię, podzielając ich smutek. Na ch było się wam ziomale w tych osobistych relacjach spinać?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj