środa, 5 września 2018

Hereditary / Dziedzictwo (2018) - Ari Aster




Już początkowe finezyjne ujęcie pobudza zaciekawienie, a odpowiednio do kina grozy dobrana muzyka równolegle książkowo nakręca wymagane w tej estetyce poczucie niepokoju. Seniorka rodu schodzi z tego świata i zrazu coś wisi w powietrz. Historia zaczyna się rozkręcać, nabierać wyrazistej motoryki, a ja jestem już błyskawicznie wyrwany ze strefy komfortu, bo nerwowo zerkam w zaciemnione miejsca mieszkania czy coś aby się tam z innego świata nie czai. No przyznaję, że ściskało mnie w gardle - szczególnie w tych bardziej dramatycznych niż straszących scenach. Zmroziło krew w żyłach i na zmianę ją rozgrzewało, przez całe dwie godziny właziło pod skórę, utrzymując w stanie zwiększonego pobudzenia i zmuszając permanentnie do wysiłku intelektualnego, by cholera rozkminić w końcu o co tutaj właściwie biega. W gatunku zasadniczo horrorem nazywanym, to obraz który trzyma klasę i jest w tej straszydeł lidze czymś niezupełnie wtórnym. Niby korzystając z oklepanych pomysłów (jak podpowiadają koneserzy azjatyckiego horroru) stosując klasyczne sztuczki by budzić przerażenie, też ośmielę się stwierdzić, iż ma w sobie jakąś wyjątkową aurę która hipnotyzuje i momentalnie zaciera granicę pomiędzy rzeczywistością, a wyobraźnią. Nie ma co porównywać go do typowych amerykańskich popcorn-owatych pierdów, które zamiast wywoływać strach, skutecznie rozśmieszają żenującymi próbami budzenia festynowych demonów. Dziedzictwo idzie w inną stronę i poniekąd tylko wychodząc poza schemat, uwalnia demony siejąc w mojej głowie absolutne przerażenie. Jak mam oglądać kino horrorowate, to tylko strachu takiego.

P.S. Studio A24, zakodowano!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj