wtorek, 13 listopada 2018

Bloodbath - The Arrow of Satan Is Drawn (2018)




Ponownie w death metalowej groźnej pozie z miną okrutnie mroczną Nick Holmes w towarzystwie stałych muzyków Bloodbath się pokazuje i tym razem w rzeczy samej zamiast przede wszystkim zaskoczenia, że on tutaj w takim oldschoolowym tonie tak growluje, dostałem kapitalny krążek bez zbędnych marketingowych zagrywek. Przyznaję, że nie bardzo przebierałem nóżkami aby The Arrow of Satan Is Drawn poznać i chwilę nowe numery Bloodbath odczekać musiały, bym nabrał ochoty na konfrontację z surowym, krwistym mięchem. Kiedy jednak pierwsze wciśnięcie przycisku play zostało dokonane, to przyznaję, że repeat z miejsca zostało na kilka kolejnych przesłuchań wklejone. Oj ja marny pył, co konkretnego mielenia ostrego z rzadka ostatnio we własnym stereo uświadczy i wiary większej w tych Szwedów i tego Brytola był pozbawiony, teraz w pełni świadomie oświadczam. Oświadczam mianowicie, iż nie wierzyłem i wstyd mi jest ogromnie, że brakło mi wiary, której w utalentowanych starych wyjadaczach wraz z profesjonalizmem było na tyle dużo, iż taki soczysty krążek w ogniu piekielnym wykuli. Sieka ta motorycznego kopa ma i ciężar posiada, bowiem to krążek co zmiażdżyć walcem i skopać dupsko ekspresyjnym pierdolnięciem potrafi. Chociaż numery już z miejsca przy premierowym odsłuchu przekonują, to też dla własnego dobra i ewentualnie skróconego żywota nie nudzą się szybko i jak wgryźć się w ich strukturę człowiek zdecyduje, to za każdym razem coś takiego wychwyci, co podtrzyma zainteresowanie. Mnie akurat The Arrow of Satan Is Drawn trzyma tak w swych szponach już kilka tygodni i przez ten fakt dopinguje także, abym może z perspektywy czasu spróbował tak na całego przekonać się do poprzednika. Grand Morbid Funeral mimo, że jakimś totalnym spadkiem formy nie był, to nie miał w sobie tego waloru magnetycznego, który na tegorocznym albumie Bloodbath zawarł. Gdzieś też teraz ryki Holmesa lepiej w konwencje kawałków zostały wtłoczone i nie nie wiem, czy to zasługa bardziej formy samego Nicka, czy może umiejętności aranżerskich instrumentalistów. W sumie cholera ich wie jakich krwawych rytuałów, czy satanistycznych zaklęć użyli, iż wyszło piekielnie dobrze. Można by rzec tak młodzieżowo, że mam wyjebane na metody, kiedy one dyskusyjnymi będąc dają taki wdechowy efekt i na nowo tak mnie entuzjastycznie do darcia ryja nastawiają. Rzeknę, że zaprawdę krwista ta kąpiel orzeźwiającą bardzo się okazała i jak tylko zastrzyku energii potrzebuję, względnie wkurw zmyć z siebie muszę, to ostatnio właśnie zamiast lodowatej, to intensywnie czerwonej kąpieli zażywam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj