piątek, 14 czerwca 2019

The Sting / Żądło (1973) - George Roy Hill




Jeżeli istnieje jeszcze ktoś, kto nie ma pojęcia skąd inspirację dla rodzimego kultowego Vabanku czerpał Juliusz Machulski, ten wreszcie się dowie, iż fundament pomysłu tkwi właśnie w roku 1973, kiedy to George Roy Hill nakręcił swój największy przebój kasowy, zgarniając przy okazji kilka oscarowych statuetek. Trzeba było być jednak ślepym i głuchym totalnie by tej oczywistości do tej pory nie dostrzec, bowiem wszystko dosłownie jasno i wyraźnie jest bliźniacze, a z pewnością nasuwające podejrzenia o naśladownictwo. Startując od scenariusza, który snuje względnie skomplikowaną, a na pewno przebiegłą intrygę mającą na celu dokonać błyskotliwej zemsty, po motyw muzyczny stanowiący mega istotny znak rozpoznawczy produktu. Tylko oczywiście miejsce akcji zupełnie inne oraz postaci genialnie odzwierciedlające polskie przedwojenne realia, co sprawia że jest to kopia (jakby to kuriozalnie nie zabrzmiało) bardzo oryginalna. Autentyzm Vabanku oraz dodatkowo jego wschodnioeuropejski sentymentalizm oddala go od hollywoodzkiego pierwowzoru, którego największym atutem jest przede wszystkim kapitalna rozrywka, jakiej dostarcza, nie zaś romantyczny sentymentalizm, czy jakieś odrywające od konsumowania popcornu smaczki poukrywane pomiędzy wierszami. The Sting, to pierwszorzędna, jednak tylko bajeczka, w której natłok niskiego prawdopodobieństwa i ustawicznego farta nie pozwala traktować filmu inaczej jak tylko dostarczyciela dobrej zabawy, z przymrużeniem oka nawiązującej bezpośrednio do hollywoodzkiego gangsterskiego kina z lat trzydziestych i czterdziestych. Sposób filmowania, sztuczki operatorskie, stylizowane przejścia pomiędzy kadrami, wreszcie quasi komiksowy charakter ekspozycji wizualnej i werbalnej czy zbudowanie fabuły z rozdziałów, to kapitalna i finezyjna zabawa konwencją. Poza tym, a bardziej przede wszystkim aktorski duet dojrzałego niebieskookiego Paula Newmana i jeszcze ówcześnie chłopięcego blond-rudzielca Roberta Redforda, w towarzystwie równie okazałego drugiego planu, to wisienka na tym dobrze nasączonym absolutnie nie tanią rozrywką torcie. Dynamiczna akcja, nośny scenariusz, łebskie dowcipy, ponadto ten ponadczasowy i hiper rozpoznawalny temat muzyczny oraz jak przystoi gangsterskiej komedii obowiązkowy happy end. Może i trąca myszką, ale jakby inne klasyki tak się starzały, to nie byłoby potrzeby kręcić rimejków. ;)

P.S. A w rok później dla stylistycznej równowagi gatunku powstał Ojciec chrzestny! Przypadek? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj