wtorek, 2 czerwca 2020

Capone (2020) - Josh Trank




Oczekiwałem tej produkcji baaardzo! Może nie z przekonaniem, że obejrzę arcydzieło, bowiem nazwisko reżysera nic mi nie mówiło, a szybka dawka informacji z sieci o kierowniku powyższego zamieszania nie dawała nadziei zbyt wielkiej na kino, które może tak wyraziście zapaść w pamięć, by przejść do historii - tej złotymi zgłoskami wyrytej w świadomości maniaków. Głównym powodem zainteresowania była rzecz jasna kreacja Tomka, a obok niej też bez kitu temat, a dokładnie okres z burzliwego życia ikonicznego gangstera, jakim reżyser postanowił się zainteresować. I dobrze że zanim film subiektywnej autopsji poddałem, to nie przeczesałem internetu, bowiem oceny uśrednione tam znalezione strasznie by mnie przed seansem zasmuciły. Teraz jednak wiem z czym mam do czynienia, a ocena jak d oczywiście - każdy ma swoją itd. i ten tego. Krótko, ludzie czego innego oczekiwali, a dostali to co dostali i że produkcja to daleka od przykładowo tej sprzed lat Briana De Palmy, nie ma sensu dowodzić szerzej niż tylko fakt sygnalizując. Rozumiem też poniekąd, iż ten obraz może znudzić, a nawet rozczarować i to nie tylko fanów kina gangsterskiego z fajerwerkami, bo jego specyficzna realizacja ma coś w sobie usypiającego, a nawet irytującego warsztatowo. Cechą wizualną filmu Josha Tranka grubo ciosana charakteryzacja Capone'a. Cechą zaś audio skrzek Fonsa. Obie one zakładam odnoszą się do tragicznej kondycji jednego z największych amerykańskich wrogów publicznych, nie tylko okresu prohibicji i nie są na siłę stylizowane, choć nie trudno odnieść takie wrażenie. Mimo że tempo jest słabe, a nawet żadne, to film może się też podobać (i mnie się cholera podobał), bo aktorsko Tomek H. robi potwornie ryjącą beret robotę, a ten osobliwy nieruchawy, ale całkiem intensywnie hipnotyzujący klimat wciąga, mimo iż absolutnie w fotel nie wciska. Po doznanym udarze kompletnie uzależniony od pomocy innych, zniedołężniały fizycznie i (myślę, że co najmniej odrobinę upośledzony umysłowo), nawet jeszcze nie pięćdziesięcioletni, a już kompletnie żałosny wrak człowieka, to dobry materiał dla thrillera psychologicznego, którym film Tranka jest właściwie. Cierpiący (i dobrze) na (i tu ostra nazwa) kiłę mózgowo-rdzeniową, w żadnym stopniu już nieprzypominający postrachu wszystkich, zakapior z marchewką w gębie, to też dobre groteskowe tworzywo dla komedii, którą pomimo kilku dość zabawnych scen film Tranka nie jest. Ten film to coś niby innego, a niby nic szczególnego o czym lepiej się osobiście przekonać, niż czytać wypociny kogoś, kto zasadniczo ma problem z jasnym opisaniem najżywiej oddziałujących jego cech.

P.S. Można by napisać śmiało tylko, że piękna to pokuta za grzechy z przeszłości była. Dobrze tak skurw……!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj