piątek, 26 czerwca 2020

True History of the Kelly Gang / Prawdziwa historia gangu Kelly'ego (2019) - Justin Kurzel




Mimo iż dorobek filmowy Justina Kurzela wciąż jeszcze patrząc przez pryzmat dojrzałego wieku nikły, to jak się zdaje obserwując reakcje na dotychczasowe prace reżysera bardzo wyrazisty. Nie mnie jednak wypowiadać się szczegółowo o tym co Australijczyk do tej pory nakręcił, bowiem znam po prawdzie wyłącznie jego ambitnie rozbuchaną adaptację teatralnego Makbeta. Myślę pomimo powyższego, że nie będzie fałszywym stwierdzeniem, iż potrafi on wytworzyć w swoich obrazach niesamowity klimat – innymi (bardziej niewyszukanymi słowy), wejść z buta w ograniczoną przestrzeń produkcji znaczących w walce o najwyższe trofea filmowe, z kinem surowym o potwornie wymagających czasach, w których okoliczności wykuwają najsilniejsze charaktery. Prawdziwa historia gangu Kelly’ego zdaje się być idealnym przykładem ożenienia fenomenalnej oprawy wizualnej, której istotą mroczny realizm, z głęboko doświadczoną praktyką wiarygodną psychologią, zawartą w opowieści o wzrastaniu pośród przemocy w ustawicznej walce o przetrwanie. Geneza potwornie poharatanej osobowości tytułowego Neda Kelly'ego jest tutaj sugestywnie opisana i nie pozostaje po seansie nic chyba do dodania, bowiem żadne pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi - czy to wprost, czy też pomiędzy wierszami. Podła rzeczywistość wśród podłych ludzi, którzy podłych rzeczy doświadczyli, wychowuje kolejne pokolenia podłości. Tak pokrótce można by streścić sens historii krótkiego życia Neda Kelly’ego, jeśli nie spojrzy się głębiej i nie dostrzeże tego, co wydaje się, iż Kurzel przede wszystkim miał intencje swoim najnowszym filmem widzowi przekazać. Mianowicie dorastając w tak potwornych warunkach socjalizacyjnych, będąc poddawanym kolejnym obciążającym psychicznym próbom, odbierającym konsekwentnie nie tylko dzieciństwo, ale i niemal wszelkie ludzkie odruchy, nie trudno zostać szaleńcem z nienawiści wobec nie tylko podkreślonej w fabule niesprawiedliwości. Zastanawiam się tylko (albo w ten sposób prowokuję tu pytanie), czy Kurzel poprzez zaakcentowanie okrutnej prawdy miejsca, czasu i warunków uspołecznienia, miał bezwarunkową intencje usprawiedliwiania tytułowej postaci, czy tylko jak oczywiste okoliczności myślę sugerują, wydobył na wierzch wciąż kamuflowaną przez dążące do konstruowania prostych wyjaśnień półumysły prawdę, że nic nie jest czarno-białe? Ten film za sprawą intelektualnego dna drugiego i dojmującej formuły, to wielkie wyzwanie - gigantyczne obciążenie psychiczne dla widza w sensie odzwierciedlenie realizmu sytuacji i zawartego w napisanym przez życie scenariuszu materiału do etycznej oceny. Ten film to jak słyszymy w jednej ze scen, historia człowieka w drodze na stryczek. Jak poniektórzy filmowi koneserzy nie bez powodu piszą - historia ukazana w wizjonerskiej formie i przy udziale genialnego aktorstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj