wtorek, 11 sierpnia 2020

Lillian (2019) - Andreas Horvath



Tragicznie zakończona podróż tytułowej Lillian, pomimo klamry w postaci symbolicznej dedykacji, to dla reżysera jak myślę tylko pretekst by przeprowadzić dogłębną wiwisekcję współczesnego stanu kolosa na glinianych nogach, czyli Wielkich Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Obrazowa i złożona z quasi dokumentalnej, wręcz poniekąd reportażowej techniki ekspozycji produkcja. Zupełnie pozbawiona dosłownej artykulacji analiza odbywająca się przez pryzmat dominującej w USA powierzchniowo prowincji. Użyte przez kompletnie mi nieznanego austriackiego reżysera środki wyrazu są doskonale spasowane z założoną formą - surowe i idealnie korespondujące ze smutnym wnioskami płynącymi z tej jak już podkreśliłem wartościowej, choć okrojonej wyłącznie do jednej strony medalu alegorycznej krytyki. Ameryka jego oczami jest bogobojna i żyjąca w obsesji kaznodziejstwa. To też między innymi Ameryka porzuconych weteranów wojennych, paradnie kroczących dla pobudzenia patriotycznych emocji wyłącznie przy okazji świąt narodowych. Ameryka przaśnego country music i leciwych pickupów. Ameryka wielkich przestrzeni i ciasnych umysłów. Ameryka prostych uciech i wzniosłych idei. Ameryka symbolizowana małymi fizycznymi przedmiotami i wielkimi duchowymi kontekstami. Ameryka dzikiej przyrody i ekstremalnych warunków przetrwania. Właściwie w skrócie to wyłącznie ziemia przygnębiających paradoksów. To pierwszy, a może drugi poziom? Ponad nim jesteśmy niemymi obserwatorami osobistego dramat bohaterki - jej naiwnością i desperacją zawinionego upadku, podsycanego mitami nadziei i przeżywanego nota bene w kraju wielkich możliwości. Ponadto sznyt narracyjny to pewien fenomen, gdyż bohaterka przez cały film uparcie milczy, a i tak mimo rezygnacji z bezpośredniej komunikacji i popularnych w tego rodzaju opowieściach retrospekcji, dowiadujemy się o jej życiu wystarczająco wiele. Domyślamy się motywacji i celu tkwiącego u podstawy podjętych działań, odpędzając wszelkie pokusy powiązane z ocenami. Istotne w konstrukcji, jeśli nie dominujące w tym minimalistycznym obrazie ogołoconym z klasycznych dialogów są komentarze docierające do widza czy to z radia, telefonicznych rozmów czy innych dyskusji przypadkowych maksymalnie naturalistycznych bohaterów drugiego czy dalszego jeszcze planu. To te z tła informacje budują właściwe konteksty, bez których pozostałby wyłącznie niepełny klimat grozy i potężnie przemawiające do wyobraźni sugestywne zdjęcia i muzyka. Monotonny i przygnębiający, a mimo to niezwykle interesujący i z pewnością pozostający w pamięci obraz mega zdyscyplinowani Austriacy z udziałem (i tu akcent) polskiej aktorki nakręcili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj