wtorek, 18 sierpnia 2020

Bacurau (2019) - Kleber Mendonça Filho, Juliano Dornelles



Szacowne grono zawodowych krytyków tak bardzo się zachwyciło, jakby tutaj maksymalnie „nowy horyzont” w spojrzeniu na materię filmową poznało - a tak po prawdzie to już nieraz w przeszłości coś w ten deseń kręcono. :) Nie wiem czy świadomie (bowiem bardzo niewiele o kulisach powstawania Bacurau czytałem), lecz wyraźnie dostrzegam tu puszczone oczko do fanów klasycznych westernów, bo gdyby aktorom rozdać cowboy’skie kapelusze, colty, albo też poncza lub inne atrybuty kojarzone z dzikim zachodem, to wypisz wymaluj współczesny western wzdychający do archetypicznej formuły bym właśnie opisywał. Tu jednak akcja toczy się w bliżej nieznanej niedalekiej przyszłości, w Ameryce Południowej, dokładnie w zachodniej części regionu Pernambuco. Poza tym można by doszukać się w idei przewodniej (długo niezdradzanej) kwestii politycznych i znaczących nawiązań o charakterze etnograficznych, więc sprawa nie jest taka prosta, a sięganie do inspiracji aż tak banalne. Poza tym dużo w pomyśle realizacyjnym więcej pożyczonych części składowych z innych filmowych stylistyk jest myślę, a co gorsza ten miszmasz sprawia też poniekąd wrażenie bazującego na naturalnie przestylizowanym quasi slasherowym żarcie i komedii absurdu. Lecz mimo wzbudzających konsternację dziwactw i krwawej jatki stanowiącej wizualną atrakcję dla fanów kina niższego sortu, to trudno nie dostrzec powagi w głębi i wartościowego wydźwięku merytorycznego skomplikowanej fabularnej zagwozdki – powtarzam, bez względu na te kozaczące korzystanie z mniej poważnych konwencji. Stąd przewrotny wielce to dramat, tężejący z każdym kolejnym kwadransem, pobudzany niedopowiedzeniami i nawiązaniami do mistycyzmu. Rozbudowany wieloma zaskakującymi zwrotami, sięgający do tematu współczesnej agresywnej ekonomii/nierówności społecznych, konfrontacji modernizmu z tradycją i sfinalizowany dodatkowo dostarczającym mocno oddziałującego na emocje dość nietuzinkowym twistem. Rozpocząłem tekst kontrowersyjną prowokacją, zakończę go szczerą refleksją. :) Nie będąc zdeklarowanym fanem kina za wszelką cenę poszukującego, kina które proponuje częstokroć trudną w odbiorze, bo ciężkostrawną jazdę bez trzymanki i siłą rzeczy przynosi wreszcie coś nowego na bazie grzebania w worze z dodawanymi od ponad stu lat inspiracjami, to moja ocena Bacurau jest bliska maksymalnej. Nie dlatego że wszystko mi tu idealnie współgrało, ale dlatego, iż to, co zobaczyłem zwyczajnie mnie na ponad dwie godziny bez chwili dekoncentracji przykuło do telewizora. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj