czwartek, 21 marca 2024

Napalm Death - Smear Campaign (2006)

 

Łapę jeszcze w minimalnym stopniu ochotę na muzyczny atak frontalny i tak się składa, iż nie wybieram wówczas poszukiwań tego co obecnie jest fali w gatunku death'u grind corem zainfekowanego, choć wiem że młodzi ostatnio z większym zapałem w brutalnym graniu się wykazują, tylko jako jednak dość niedzielny już miłośnik sonicznego gwałtu stawiam na nazwy z żelaznej klasyki i teraz donoszę (jednocześnie archiwum bloga uzupełniając), iż sięgając w tych sytuacjach po krążek brytyjskiej legendy coraz częściej zamiast dotychczas chyba mojego ulubionego Enemy of the Music Business czy w dalszej kolejności któregoś innego ze zbioru "nowego odrodzenia", czyli wszystkich krążków wydanych po roku 2000 ale paradoksalnie nie Smear Campaign dotychczas, to właśnie tenże atakuję. Jest to dla mnie zaskoczenie dość spore, bowiem wcześniej jakoś owy album mi się nie zapamiętał jako ten przyjemnie osłuchany i raczej traktowałem go z rezerwą graniczącą niemal z obojętnością, a tu taka niespodzianka - on na przełomie 2023/2024 wskakuje na pudło spychając w kategorii napalmowej współczesności z niego przykładowo Order of the Leech i wraz ze wspomnianym Enemy of the Music Business i Time Waits for No Slave, kompletując miejsca na podium. Cholera jednak wie czy to sytuacja długofalowa, czy może jednak efekt chwilowy, ale jak doczytuje teraz, kiedy sięgam po archiwalne teksty wywiadów z muzykami, to w tym krążku pokładali oni znaczące nadzieje na przedłużenie dobrej passy i wzbogacenie swojej propozycji o większe stylistyczne zróżnicowanie i to w kontekście poprzednika (The Code Is Red...Long Live the Code) poniekąd daje się usłyszeć, gdyż takie In Deference z finałowym motywem jakby z estetyki Cradle of Filth zaczerpnięte (a to akurat niespodzianka, bo dla smaczku Anneke van Giersbergen tam robi te charakterystyczne wokale), to raczej coś wyjątkowego. Ponadto Barney rzuca wyzwanie swym strunom głosowym i idzie w sukurs nieco bardziej melodyjnym motywom, próbując czystego śpiewu, więc to nie tylko podkręcone punkowe tempa i miażdżące zwolnienia w sensie instrumentalnym, ale obok eksperymentów głosowych, także motywy z większą dozą przestrzeni, choć nie nazwać Smear Campaign materiałem mega ekstremalnym, byłoby głupota rzuconą w eter, i to po ch**. :) Smear Campaign to energia, inteligencja i konsekwencja - napierdalanka ale z głową dla zwrócenia w sensie publicystycznym uwagi na wszystko to co od zawsze ten zaangażowany społecznie i politycznie band uznawał za godne potępienia. Smear Campaign to bez względu na tendencje do dźwiękowych urozmaiceń nadal zwarty i furiacko kopiący po zadzie kawał soczystego mięcha - jakby to głupio nie zabrzmiało w kontekście bodajże weganizmu frontmana. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj