środa, 13 marca 2024

Sentenced - The Cold White Light (2002)

 

Ot wielkie mi tam wydarzenie, że wrzucam sobie w roku 2024 do odsłuchu krążek sprzed (nie wierzę!) dwudziestu dwu laty i jest to krążek, który gdy się pojawił (nie-da-wno!) potraktowałem bez większego zainteresowania, chociaż go na taśmie nabyłem i jak już wydałem wówczas młodzieńcze wciąż pieniążki, to wypadało potraktować poważnie, doprowadzając do na tyle wielu konfrontacji, aby dostatecznie kompetentnie ocenić jego zawartość. Pamiętam jednak doskonale, iż ostatecznie szału zabrakło i pomyślałem sobie, że Sentenced od kilku albumów stał się straszliwie powtarzalny, jakby nie był przyjemny do konsumpcji, jako z definicji muzyka do beztroskiego czasu spędzenia, raczej nigdy nie posiadając waloru ambicjonalnego czy artystycznie wymagającego. Ot fajne pioseneczki do fajnego towarzystwa podczas codziennych prozaicznych czynności, bez względu jak w zawartości lirycznej stężenia ironicznej, ale jednak deprechy. Tak to wtedy widziałem/słyszałem i w zasadzie po przerwie gigantycznej więcej niby dodać nie mam pomysłu, prócz jeszcze kilku określeń typu: szablonowa kontynuacja tego co od Frozen grali, brzmiąca grubo pod względem produkcyjnym, bo aż dźwięk trzeszczy w głośnikach czy trochę podbijanego klawiszem ognia, odrobina quasi balladowego smutku i nic poza tym. Numery (szczególnie te o bardziej epickiej proweniencji) rozwijane od lajtowego plumkania do eksplozji, bez szczególnego, lecz mimo to porywającego napięcia, z dobrymi, nastawionymi na charakterystyczną smutalską melodykę solówkami, a te z większym pazurem dudniące, czasami nawet rock'n'rollowym sznytem przeciągnięte, lecz wszystkie one takie oczywiste i nie ma opcji aby po już dwóch kontaktach, w przyszłych odkryć coś nowego, intrygującego, więc od startu zdatne do przylepienia łatki "bo najbardziej podobają się te piosenki które już dobrze znamy" - toteż niestety kompletnie nie perspektywiczne, kiedy coś by się chciało więcej. Wygrywają one oczywiście w sensie emocjonalnej treści, szczególnie gdy refreny chwytliwe zaczynają za każdym razem podług filozofii powtarzalnie schematycznej budowy numeru przejmować kontrolę nad słuchacza stanem duchowym. Mówię tu rzecz jasna o uczuciach, jakie wywołują tak melodie, jak teksty o smutnych przypadkach miłosnych. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj