środa, 4 grudnia 2013

The Sessions / Sesje (2012) - Ben Lewin




Kontrowersyjny temat! Niby jak, w sposób jaki? Jakby osoby niepełnosprawne, fizycznie instynktu prokreacyjnego nie odczuwały, jakby te procesy nie w głowie, a poniżej pasa wyłącznie zachodziły. Moje zdziwienie powodowane licznymi forumowiczów sugestiami, że to takie jest niezwykłe. Fakt, niewielu pewnie patrząc na codzienną, często pełną cierpienia egzystencje osób dotkniętych chorobami, czy defektami, myśli o nich przez pryzmat tak trzeciorzędnej potrzeby jak seks. To, że nie zauważamy, nie znaczy, iż w umyśle osób ograniczonych fizycznie te procesy miejsca nie mają. Więcej myślę nawet, że ich znaczenie dużo większe, gdyż zwyczajnie często niezaspokojone. I świetnie, iż ta produkcja powstała, bo ukazując temat głęboko za ścianami i grubą zasłoną milczenia ukryty, kilka innych tabu jeszcze łamie. Tu na pierwszy front szczególna relacja z księdzem się wysuwa. Człowiekiem, wyraźnie czującym się nieswojo w kontakcie z tak intymnymi zwierzeniami, jednak stającym na wysokości zadania, jako osoba której powierza się najskrytsze tajemnice, w nadziei na zrzucenie ich brzemienia, ale i także z potrzeby wsparcia i pomocy w unikaniu popełniania błędów. Może ja adwokatem duchowieństwa nie jestem i zamiaru nie mam takowych szat przywdziewać, bo na takie wsparcie w żadnym stopniu przez pryzmat strategii politycznej kierownictwa tej instytucji nie zasłużyli. Jednako z pełną stanowczością mam zamiar podkreślać te postawy, które ponad utarte bezduszne schematy się wybijają. W tym konkretnym przypadku wyczucie, brak radykalnych sądów, bycie przede wszystkim człowiekiem, byciem dla człowieka z powołania na takie wyjątkowe uznanie zasługują. Poruszająca to historia i nie mam tu na myśli poczucia litości, bo Marc, pomimo swojego kalectwa potrafił żyć bardziej niż wielu pełnosprawnych. Ona niezwykła przez wzgląd na ludzkie postawy, tych co głównego bohatera otaczali. Taką wymienną transakcje podjęli - dając siebie, swą pomoc, oddanie, wspaniałą lekcje człowieczeństwa od Marc'a odebrali. I choć tak szczerze jako forma rozrywki kinowej przez fakt, iż trochę pozbawiony wkręcającej dynamiki, odrobinę rozmemłany nie wbił mi się w sposób wstrząsający do świadomości, nie pochłonął tak intensywnie, to i tak finalnie cieszę się z tych ponad dziewięćdziesięciu minut przed ekranem spędzonych. Bo to na swój sposób piękny, z pewnością mądry i dojrzały obraz, ze wzruszającymi, ubogacającymi wewnętrznie scenami oraz bardzo dobrym warsztatem aktorskim. Może tylko ja (niestety) nie do końca jestem w stanie jego walorami dać się oczarować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj