poniedziałek, 2 grudnia 2013

Transsiberian (2008) - Brad Anderson




To pośrednie ogniwo w karierze Brada Andersona, pomiędzy genialnym Mechanikiem, a słabowitym, szablonowym Połączeniem. Sporo mu brakuje do pasjonującej formy obrazu z 2004 roku, jednak od tego ostatniego kiczu to o lata świetlne oddalony. W przypadku Transsiberian intrygujący scenariusz i ciekawa realizacja wkręcający efekt dała. Północnorosyjskie realia, tak odległe od tych europejskich czy amerykańskich standardów, wspaniałe pejzaże, mroźna surowa przyroda, równa niemal brutalnym, bezwzględnym zasadom relacji człowiek-państwo tam panującym. Mniej dynamiki do formy reżyser zaprzągł, a więcej między wierszami w wolno sączącej się kryminalnej historii zawarł. I to właśnie w tego rodzaju mrocznych thrillerach lubię, kiedy zamiast oślepiać tylko i wyłącznie spektakularnym chłamem, pozwala się widzowi szeroko oczy otwierać w poszukiwaniu ukrytego w treści rozwiązania zagadki. I co ważne jeszcze, zaskoczenie w tej brutalnej przecież konwencji – przyznaje takiego obrotu spraw to się nie spodziewałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj