wtorek, 25 kwietnia 2017

The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford / Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007) - Andrew Dominik




Na firmamencie jako gwiazda dominująca oczywiście Brad Pitt w kolejnej wybornej kreacji, ale w tle i absolutnie nie w jej cieniu tym razem Casey Affleck i jego specyficzna fizyczność doskonale do roli zaadaptowana – powierzchowność, wyraz twarzy, a nawet głos. Idealnie został obsadzony młodszy z Afflecków dając całej produkcji dodatkowy atut. Ich akurat w tym przypadku cała litania, gdyż to od najdrobniejszego detalu do finalnej całości opowieść fenomenalna. Powolna ale treściwa, nostalgiczna i skonstruowana w formule gawędy opowiadanej przez narratora. Z hipnotyzująco rozmytymi ujęciami, każdym kadrem precyzyjnie przygotowanym i muzyką nie byle kogo. Kino absolutne, chociaż zapewne nie każdy z moim entuzjazmem się zgodzi, gdyż to nie jest typowy western z konstrukcją zmierzającą do finalizacji klasycznym happy endem. Brak w nim także spektakularnych pościgów, chociaż napadów to dość licznie uświadczymy. Poza tym bohaterowie wymykają się jasnym podziałom na bandziorów i stróżów prawa – jednych zuchwałych i godnych potępienia, drugich natomiast praworządnych i zasługujących na uznanie. To bardziej thriller psychologiczny osadzony w epoce dzikiego zachodu, niźli film akcji. Suspens z postaciami skomplikowanymi, wielowymiarowymi o aparycji zarówno zakapiorów, jak i dojrzałych cherubinów – Pitt rządzi. To studium ludzkich zachowań w ekstremalnych okolicznościach, obraz o lojalności i zaufaniu, o zazdrości i zdradzie, trudnej walce z własnymi demonami, fizycznej słabości i duchowej alienacji. Nawet jeśli od początku tytuł jednoznacznie na trop naprowadza i poniekąd wiadomo czym się ta historia zakończy, to stale gęstniejącą melancholijna atmosfera uwagę absorbuje i tajemnica mimo wszystko umiejętnie zostaje dialogami w formie pasjonujących „pogaduszek” pobudzana. Dla mnie majstersztyk, a co dla was to mało mnie obchodzi. Jak patrzę na sposób bycia takiego Jesse’ego to arogancja się we mnie budzi. :)

P.S. Jeszcze jedno przed czym moje kolana się uginają, to cała promocyjna sesja zdjęciowa stylizowana na tą z epoki - znakomitość przywołująca skutecznie mrocznego ducha tamtych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj