poniedziałek, 20 września 2021

Control Denied - The Fragile Art of Existence (1999)

 


Ta opowieść nie powinna była się tak szybko skończyć. Ona miała przecież przed sobą wiele rozdziałów i to rozpisanych śmiało na kilka ksiąg i tomów. Bo przecież Death w rozkwicie i Control Denied, jako projekt uboczny u progu popularności. Niestety wszyscy fani gigantycznego talentu Chucka Schuldinera wiedzą jak się ona przedwcześnie tragicznie zakończyła i ubolewają nad tym przerażającym faktem, że ogromna wyobraźnia muzyczna i równie kolosalne umiejętności instrumentalne obróciły się w proch. Temat działalności macierzystej formacji podejmowałem już kilkukrotnie i jeszcze nadejdzie ten właściwy moment, który zdopinguje mnie do pochylenia się nad archetypicznymi aktami twórczymi powyższej legendy, a w międzyczasie czuję się zobligowany w końcu do rozpisania kilku wątków powiązanych z pierwszym i ostatnim tchnieniem Control Denied. Krucha sztuka egzystencji (cóż za proroczo symboliczny i literacko wdzięczny tytuł) swego czasu postrzegałem jako nie do końca przez pryzmat wykorzystanych możliwości wokalnych Tima Aymara udany pomysł stylistyczny. Cóż, potrzeba było ewidentnie czasu aby z charakterystyczną manierą się osłuchać, by docenić tkwiące w niej walory, bądź chociaż przyzwyczaić głowę do jej brzmienia. Szczęście w tym, że sama dźwiękowa formuła tkwiąca pod warstwą śpiewu potrafiła zainteresować i bezkonfliktowo zadomowić się w duszy i umyśle, bowiem jej forma nie tak odległa od pomysłu w jakim Death z powodzeniem godnym progresywnych legend w finalnej fazie istnienia z powodzeniem funkcjonował. Eksplorowanie progresywnego heavy metalu, w którym tak samo istotna była nośna fraza melodyczna jak i wręcz wirtuozerskie popisy z pograniczna jazzowej improwizacji zaprzątała uwagę Chucka. W tym kierunku zdawał się w planach na przyszłość kierować swe kroki, a gdzie by go ta bogata w możliwości droga zaprowadziła, już nie raz zadawałem sobie pytanie i zawsze brakowało mi inwencji by móc to określić. The Fragile Art of Existence to wymagający koncentracji album, ale kunsztowność tkanych motywów odpłaca się w sposób zwielokrotniony, kiedy uda się przegryźć przez jej złożoność i to co z początku pozornie przekombinowane i niespójne przeobrazi się w niekonwencjonalny, ale jednak znakomity nowoczesny i progresywny heavy metal - bez stylistycznych granic spostrzegany. Jedno co tylko mogło i może budzić wątpliwości, kiedy dotarcie do jądra tej sztuki bardzo wysokich lotów następuje, to przekonanie iż Mistrz nie potrafił wówczas jeszcze przestawić się na zupełnie inny tok myślenia o strukturze muzycznej pisanych kompozycji, przez co album (co by tu detalicznych różnic nie wyszukiwać) z powodzeniem z wokalami jego samego, mógłby stanowić kolejny krok w ewolucji wielkiego Death'u. Zmiana perspektywy spojrzenia, ucieczka w rejony nieznane, najlepiej te zaskakujące i najważniejsze od nawyków uwolnienie - tego bym dzisiaj od nowej formacji Schuldinera oczekiwał. Ale tego nie dostanę - wszystko co miało powstać to powstało i my wszyscy pasjonaci już o tym z bólem serca patrząc w przeszłość wiemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj