wtorek, 21 września 2021

Najmro. Kocha, kradnie, szanuje (2021) - Mateusz Rakowicz

 


Cóż, nie mam chyba ochoty swojego zdania szerzej prezentować, a tym bardziej udowadniać że miało mi się prawo nie podobać, bo po zapoznaniu się z wcześniejszym hura entuzjazmem prezentowanym przez „szczęśliwców”, którzy już zdążyli się z mega hitem Polsatu zapoznać, czuję się po prostu tak rozczarowany, że aż przygnębiony. Polska szkoła filmowa poziom nędza (czkawka uciążliwa po podanej po krajowemu hamerykanskiej bułce z podłą wołowiną), ale nie nędza całkowita, tylko nędza w sensie poddania się pokusie zdobycia poklasku i oglądalności, by z ciekawego konspektu w efekcie zrobić cyrk i historię dramatyczną sprowadzić do rozrywkowej hały, pełnej cekinowego blasku i teledyskowo-komiksowego efekciarstwa. Kompletnej parodii rzeczywistości, z kontaktu z którą (pesymizm podpowiada) że większa część widzów będzie miała od ucha do ucha sobotnią radochę, nie zdając sobie często sprawy, że to totalny odlot autora scenariusza, a prawda o Saszłyku (przepraszam Najmro), to oprócz obrabiania Pewexów i filmowych romansów, także narcystyczny egocentryzm i finałowa tragedia. Rozumiem że tak sobie to wymyślono, tak zrealizowano i tak dobrze produkt końcowy zostanie ze sporym zyskiem sprzedany. Mnie jednak ten tani matrixowy (patrz: bidny slow motion) styl nie przekonał - tempo dobre, co postrzegam za zaletę, tylko że ja wychodząc z kina wymagam, aby bez względu na charakter stylistyczny, film zostawił we mnie ślad, a Najmro śladu nie zostawia, bo nie wyłącznie puenta tutaj żałosna w konfrontacji z rzeczywistością, lecz sporo w międzyczasie tandety i do przesady przerysowanej manipulacji sentymentalno-nostalgicznej. Podkreślam zatem, że to z takiego tworzywa sztucznego produkt do masowego korzystania, gdyż żadne minimalnie chociaż ambicjonalne kino - chyba że za ambicję uznać sny o pełnych multipleksowych salach i radośnie strzelającym na stoisku z przekąskami popcornie. Nawet w kategoriach rozrywki niebędące jednak doskonałą, a tylko naciąganie dobrą zabawą. Podsumowując, nie powiem jak belfer za mojego dzieciństwa siadaj pała. No tak, powiem bardzo dobrze, trzy na szynach! Bowiem na przykład na cholerę przestylizowywać historię, która sama w sobie ma doskonały, ale nie absurdalnie hollywoodzki styl, którego polaczki (tacy nowocześni patrioci ze znakiem TERAZ POLSKA) nie docenili i wcisnęli bez wyczucia w formę, której do kurwy nędzy kręcić jak amerykańscy mistrzowie nie potrafią. 
 
P.S. Abstrahując od jakiejkolwiek prawdy i realizmu biograficznego oraz szacunku dla ofiar Najmrodzkiego. Pamiętam te materiały w 997, kojarzę czym był schyłkowy PRL i pierwsze lata nowego otwarcia i trudno mi zrozumieć, dlaczego reżyser rówieśnik, ten około transformacyjny koszmar postanowił tak żałośnie zaklinać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj