czwartek, 12 października 2023

Bullitt (1968) - Peter Yates

 

Można by pozwolić się zmylić i puszczając fałszywe przekonanie dalej w eter, dawać do zrozumienia że Bullitt, to przede wszystkim popisy kaskaderskie i rajdy karkołomne legendarnym Mustangiem rocznik 68, lecz gdy się tak bliżej przyjrzeć i w filmowym kontekście czasów powstania go ustawić, to też znakomity przykład i w fantastycznym gronie towarzysz, takich ikonicznych dzieł hollywoodzkich jak (uwaga idę po całości) Midnight Cowboy, Rosemary’s Child i jeszcze kilku innych z myślę wielu biegunów gatunkowych tytułów. Myślę więc o nim niezmiernie ciepło, jako nie tylko o najmocniejszym przedstawicielu gatunku kina akcji swoich czasów, ale i w ogólnym rozumieniu tym z ikonicznych tytułów ogólnie dla nich emblematycznych - nie wyłącznie jak daje jasno do zrozumienia, w wąsko spostrzeganej stylistyce. Doskonały to dramat szpiegowski, kapitalny sensacyjniak i niezwykle klimatyczny poza tym obraz z tym charakterystycznym dla końca lat sześćdziesiątych, lekko akurat psychodelicznym klimatem, stawiającym na zbudowanie mrocznej atmosfery tajemnicy i surowej jej oraz tła społecznego alegorii. Druga fundamentalna sztos sprawa, to rola McQueena, który też na niej zasadniczo zbudował swoją karierę, zapewniając sobie wówczas ogromną wraz z oczywiście wspomnianym kultowym Mustangiem popularność – awansując z miejsca do grona aktorów symboli pokolenia. I tutaj mam też taką myśl ostatnio przez Tarantino podkreśloną, że McQueen przez historię został oceniony jako człowiek dość nieprzyjemny w obyciu, prywatnie arogant i awanturnik, a jako Frank Bullitt, to policjant zawodowiec opanowany i jakiś taki chyba nawet nieśmiały, mimo wiary w siebie. Będąc więc niejako przyszytym do roli, czy z nią przez pryzmat innych doskonałych przecież kreacji kojarzony on zimnokrwisty, a nie rozgorączkowany i to drugie jest jak się wydaje naturalne w jego wykonaniu, więc albo był znakomitym aktorem, albo doszył mu przekornie Tarantino łatkę i tą łatkę komisyjnie odpruwamy. Tarantino przecież to tak ostry w ocenach, jak i przebiegle ironiczny sukinkot, więc cholera go wie. ;)

P.S. Można niekoniecznie uznawać za sztosiwo, ale nie przyjmuję do wiadomości, iż nie zasługuje na kult ze względu na kapitalnie uchwycony pościg garbatymi ulicami San Francisco!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj