wtorek, 3 października 2023

Ostře sledované vlaky / Pociągi pod specjalnym nadzorem (1966) - Jiří Menzel

 

Opowiem Wam historię nieodkrywczą, historię jak to trzeba do pewnych dzieł dorosnąć i że w pewnym wieku pewne rzeczy nie przejdą z prozaicznego powodu, bo przykładowo są czarno-białe, albo  małolat najzwyczajniej nie jest gotów intelektualnie, by się nimi zainteresować i przypomnę (już kiedyś przy okazji czegoś filmowego to robiłem), że taki jeden czy drugi belfer może nie tak skrzywdzić młodego człowieka nieodpowiednimi do wieku treściami (żartuje odrobinkę sobie) i tym samym, przez brak rozwagi te treści skazać na wieloletnie późniejsze przez już dorosłego szczawia omijanie. Bowiem Pociągi pod specjalnym nadzorem jako dość młody człowiek w okolicznościach ambitnego kina dla smarkaczy serwowanego widziałem i może nie tak bardzo ich z treści nie pamiętałem przez lat sporo, jak zapamiętałem, że mnie mało oprócz wiadomo jakich scen mnie zainteresowały - a przecież jak już wiek dojrzałość względną (jestem wdzięczny) przyniósł, to opowiadanie Hrabala w interpretacji Menzla zupełnie inaczej odebrałem i do końca swego tutaj na łez padole bycia, zamiar powziąłem go kultem otaczać. Technicznie jak dziś już w pełnej okazałości widzę, niby kameralnie surowo i archaicznie poniekąd, a jednak nie trudno mi sobie wyobrazić, że w takim kształcie ktoś mógłby współcześnie nawiązywać do klasycznej formy i właśnie tak dokładnie wprost w bieżących okolicznościach spróbować imitować obraz w szarościach i w proporcjach 4:3, więc roszczę sobie prawo napisać, iż wówczas po kosztach powstał obraz bardzo nowoczesny, a na pewno błyskotliwie skrojony. Ponadto jest oczywiste, że to co z pozoru proste, a na pewno skromne i unikające nawiązań do bieżących mainstreamowych mód, to starzeje się z godną zazdrości klasą i jakoś tak naturalnie odporne na ząb czasu się staje, a praca Menzla idealnym takiej sytuacji przykładem. Nie jestem szkolony w znajomości kinematograficznych stylistyk i historii kina w uniwersyteckim wydaniu, ale doczytałem sobie ponad moje własne laika spostrzeżenia, że forma artystyczna czerpiąca ze szczycącej się ambicją, a odbierającą jednak najszerszy z możliwych zasięg Nowej Fali, a obraz jednym z największych jej osiągnięć w Europie środkowej. Jak sam Menzel stwierdził – „Dobra komedia powinna traktować o poważnych rzeczach. Jeśli zaczynasz mówić o poważnych sprawach zbyt poważnie, popadasz w śmieszność.” Stąd Pociągi... nie są absolutnie w wymowie nadęte czy nachalne, niczego nie demonizują i niczego też przesadnie karykaturalnie nie ośmieszają (ludzie są ludźmi ze swoimi przyrodzonymi potrzebami, tęsknotami, lękami oraz podłościami wynikającymi często nie jak by łatwo wnioskować z czystego łajdactwa, a po prostu z głupoty), pokazując rzecz jasna rzeczywistość przez groteskowo nieco zniekształcające obraz okulary, lecz nie odzierając go z właściwej dla miejsca i czasu akcji głębi oraz tragizmu, będąc w swym paradoksalnie przystępnym jak na kino bardzo wysokiego intelektualnego lotu geniuszu, specyficzną rubasznie-romantyczną mieszanką „komedii, tragedii, farsy, erotyzmu i satyry, naturalizmu i absurdu”, z fenomenalnie przerysowanym aktorstwem i bez happy endu, który gdyby zastąpił tragiczne zakończenie odebrałby właściwą istotę zekranizowanej literaturze Hrabala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj