niedziela, 22 października 2023

Rival Sons - Lightbringer (2023)

 


Już jest, już się kręci! Po czterech zaledwie miesiącach po wydaniu Darkfighter, dostępny jest planowo właśnie na 20 października zapowiedziany Lightbringer i całościowo daje mi wraz z poprzednikiem 74 minuty, wciąż w przypadku Rival Sons ewoluującego retro rocka. Cieszy zawartość obydwu krążków, ale cieszy i decyzja grupy, iż zamiast kobyłowatego jednopłytowego, jednorazowo skumulowanego zestawu kompozycji, dostaję w dwóch ratach myślę fajnie wyważony zestawik wpierw takich ośmiu, a obecnie sześciu utworów, w które trzeba się ze skupieniem wsłuchać, jak i które z miejsca moją sympatię sobie zaskarbiają. Może Darkfighter i Lightbringer nie stanowią muzycznie zapisu dwóch skrajnych rodzajów emocji, jednak według zapowiedzi muzyków w warstwie lirycznej można się podobnej dwubiegunowości doszukać. Warsztatowo wszystko stoi jak zwykle na najwyższym poziomie i prądzi tak jak retro granie na bluesowych korzeniach powinno, a w dodatku struktura numerów jest kapitalnie rozwijająca tematy i wątki muzyczne, a że instrumentaliści Rival Sons potrafią technicznie rzecz biorąc bardzo wiele uzyskać, opierając się na podstawowym instrumentarium i doskonale też wykorzystać fantastyczne wokalne umiejętności Jay'a Buchannana, to słyszę teraz w zapętleniu kawał fenomenalnego grania. Proste narzędzia, ale finezja ich wykorzystania ogromna, bo jest czucie formy i jest talent do nasycania jej groove'm porywającym, lecz aby się wciągnąć w tego rodzaju granie, to należy przede wszystkim kochać organiczne brzmienia i lubić też kiedy dźwięki przyjemnie otulają, bo słodycz i subtelność takiego Redemption przykładowo, może sugerować, że Rival Sons to teraz ekipa nieco przygasłych ekspresyjnie muzyków, a rzecz uważam ma się zgoła odmiennie i zapoczątkowana na Feral Roots metoda budowania epickiego napięcia w formule balladowej suity tutaj właśnie potrafi znów rozkwitać. Sześć genialnych kompozycji, a Redemption pośród nich jak taki rozczulający pauzo-spowalniacz a'la bardziej ambitna tekstowo pościelówa - zawieszony pomiędzy nieco bardziej dzikimi czy szorstkimi kawałkami, które w sumie jak wspomniałem oscylują w skali dość wąskiej, bo ich struktura czy rdzeń na który nawinięte motywy, zagrania i smaczki podobny. Łączy je kapitalna głębia w lirykach i aranżacyjnych instrumentalnych niuansach, jakie pozornie tylko na pierwszy rzut "ucha" szablonowe, bo niby przecież w podobnym wykonaniu znane od ponad pół wieku. Rival Sons nie stoi w miejscu, ewoluuje, ale czyni to z godnym podziwu zamysłem - stając się z płyty na płytę coraz bardziej dojrzałym ansamblem, jakiemu pomimo dobrze obranej ścieżki rozwojowej taka niezrozumiale bardziej rozpoznawalna Greta Van Fleet, jak na razie nie jest w stanie przynajmniej w moim osobistym rankingu zagrozić. Mrok i światło jest w tej nucie i ona tak potrafi mnie mrocznie poruszyć, jak zdatna jest do rozświetlenia mi drogi którą kroczę. Thanks Panowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj