niedziela, 8 października 2023

Metronom (2022) - Alexandru Belc

 

Produkcja dość w moich oczach egzotyczna bo rumuńska, ale że nagroda za najlepsza reżyserię w Cannes przytulona, to sprawdzam to - czego niby nie rozumiecie? Ekran zwężony, ekspozycja pozbawiona współczesnej szerokości, znaczy myślę sobie będzie ambitnie artystycznie i intelektualnie za jednym zamachem. Rzadko tak nie jest, kiedy wprowadzona idea skrócenia obrazu do proporcji względnie archaicznych, a mnie podoba się nawet nie ten oczywisty manewr, a w przypadku tymże kapitalny dobór kompozycji, jaka znajduje się w oku kamery i jest to coś bliskiego tego co wraz z Łukaszem Żalem robi Paweł Pawlikowski - tyle że tutaj w lekko wyblakłym, ale jednak wciąż wyraźnym kolorze. Podobają mi się estetycznie idealnie spasowane tony, dzięki czemu obraz nabiera charakteru epoki i można by go pomylić z filmem nakręconym w czasach w których akcja się rozgrywa. Początek lat siedemdziesiątych w rumuńskiej rzeczywistości, za żelazną kurtyną, w świecie dorastającego młodego pokolenia, które żyjąc w izolacji popkulturowej próbuje uszczknąć z tego mitycznego zachodu ile jest możliwe, pląsając w rytm doorsowego Light My Fire - być może nie do końca świadomie igrając tym samym z opresyjnym systemem. Oni jednak przede wszystkim zakochani, pochłonięci pierwszymi głębszymi zauroczeniami, własnym towarzystwem się cieszący, czyli tym co w sumie głównie w hormonami napędzanym i ustawicznie kształtującym się byciu rytm nadaje. Niby historia banalna, opowieść bez większych, bo pozbawionych eksplozji emocji, ale i rzecz która może okazać się dla widza fascynująca na poziomie uchwyconych subtelności i tła społeczno-kulturowego oraz rzecz jasna brutalnie upolitycznionego. Gdyby tylko widz oczywiście posiadał tą wrażliwość konieczną do ich wychwycenia i docenienia, a uważam że warto spróbować odszukać ją w sobie i wznieś się na ten poziom, bo wówczas pozornie mało ekscytujący seans może przemówić bardzo głęboko zapadającym w pamięć językiem.

P.S. Dodaje iż film Alexandru Belca ma dwie twarze, tą niewinną i beztroską (na ile wówczas młodość mogła taka być) oraz tą wbitą w totalitarne okoliczności państwa kontrolowanego przez tajną policję Securitate. Po prawie godzinie rozpoczyna się bowiem koszmar - wstrząsające oblicze represji bierze widza w obroty i wtedy zaczyna człowiekiem szarpać, kiedy patrzy na to szantażem wymuszone uwikłanie. Człowieka boli, człowiek się buntuje i człowiek chciałby coś zrobić, ale jest bezsilny. Emocje od tego momentu buzują jak cholera, gdyż w całym rozrachunku i po prawdzie jest to kino o ogromnej sile oddziaływania i znakomitej konstrukcji - wystarczy tylko odrobina cierpliwości na wstępie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj