sobota, 3 stycznia 2015

Big Bad Wolves / Duże złe wilki (2013) - Aharon Keshales, Navot Papushado




Po początkowej sekwencji mój apetyt na dobre kino wzrósł ogromnie, biorąc pod uwagę także rekomendację mistrza Tarantino, poprzeczka zawieszona została bardzo wysoko. Spodziewałem się oczywiście "niespodziewanego", zakładając jak osobliwy gust mistrz posiada. Może oryginalnego spojrzenia na formę – absurdalnego, sarkastycznego, z bardzo wyraźnie nakreślonymi, albo bardziej przerysowanymi postaciami i dopieszczonymi, wycyzelowanymi scenami. Tak też się stało, bo co tu ściemniać, sposób przedstawienia samej historii jednoznacznie kojarzony z manierą właśnie Tarantino, czy braciszków Coen. Proponowana stylistyka więc oczekiwania zaspokoiła, może zamiast odrobinę chociaż zaskoczyć, wyłącznie przeczucia udowodniła, jednak sama treść, a dokładnie problem poruszany zatopiony został w karkołomnym tyglu, zmieszania groteski, czarnej komedii, dramatu i sadystycznej jatki. Ciekawie finalnie zmontowanej z pozornie niepasujących prefabrykatów - profesjonalnie i z energicznym przytupem, bo obraz w żadnym razie nie nudzi. Jest tylko jeden szkopuł! Ja zupełnie izraelskiego kina nie znam, trudno mi w pamięci przywołać jakąkolwiek produkcję takiego pochodzenia, stąd też trudność znaczną miałem z akceptacją tej hebrajskiej werbalnej flegmy, a i reżyserska obsada niczego poza wcześniej opisanym schematem bycia słabszą kopią Pana T i Panów C nie pokazała (okazało się, że jest szkopuł numer dwa). Zapewne dlatego też pojawiło się we mnie przekonanie, że gdyby z tym scenariuszem zmierzył się Tarantino czy Coenowie, to zupełnie inny wymiar artystyczny byłby uzyskany, a potencjał w skrypcie zawarty mógłby w pełni zostać zagospodarowany. A tak to jest tylko dobrze, po części interesująco, ale bardzo daleko do poczucia obcowania z jakimś fenomenem. Dziwię się więc, aż takiemu entuzjazmowi mistrza Quentina. ;)

2 komentarze:

  1. Mi było ciężko wczuć się w klimat niby to zgrywy, niby powagi. Jak w tej scenie z ciastem, gdzie typ pajacował i grał komedią. Rozumiem że całość nacechowana została czarną komedią, jednak nie trzeba od razu uderzać tak mocno w gatunek prześmiewczy żeby widz pojął że reżyser puszcza do widza oczko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, też miałem podobne odczucia.

    OdpowiedzUsuń

Drukuj