środa, 1 marca 2017

El Club / Klub (2015) - Pablo Larraín




Tytuł sprzed dwóch lat poniekąd mi znany, bo o oczy poster się obił, lecz dopiero teraz obejrzany za sprawą i przez pryzmat obecnie bardzo głośnej roli Natalie Portman właśnie u Pablo Larraína. Mocny dramat o czynach ludzi stawianych w warunkach trwałej konserwatywnej ciemnoty ponad prawem. Zrobiony w formule "prosto w mordę" bez owijania w bawełnę, bez wahania się by mówić unikając półśrodków o godnych absolutnego potępienia praktykach pedofilskich, czy też tych gejowskich pod dywan wstydliwie zamiatanych z racji oficjalnej walki "czcigodnej" instytucji z tym „zboczeniem”. W surowej oprawie, gdzie obraz na ekranie niewyraźny przez filtr tłumiący kontrast przepuszczony, natomiast puenta dosadna w żadnym stopniu rozmyta. Inteligentnie i przenikliwie z mnóstwem symbolicznych scen i zbliżeń twarzy, twarzy których wyraz mówi więcej niż tysiące słów, opasłe elaboraty, czy statystyczne analizy. Tutaj postacie o zmęczonych obliczach, prowadzą ascetyczne i odizolowane życie w teoretycznym poczuciu skruchy i żarliwej pokuty - w warunkach względnego bezpieczeństwa i tłumionego strachu przed odpowiedzialnością. Przybywa jednak w ich życie na okoliczność zaskakującej śmierci prawdziwa pokuta, która zabiera wszelkie zastępcze przyjemności i drąży w potępionych umysłach poszukując poczucia winy. W powietrzu wisi strach przed odkryciem tajemnicy, obnażeniem przeszłości anonimowych "skazańców" i naznaczeniu ich przez okolicznych mieszkańców. Wstrząsający to dramat, dostrzegający w upadłych klechach słabych ludzi z poharataną, pokręconą psychiką ale nawet przez moment nie usprawiedliwiający ich czynów i bezskutecznie tłumionych instynktów. Wspólnotowa patologia to punkt wyjścia i klamra dla tej historii o nieludzkich obliczach "ludzi", w której finał zaskakuje i bardzo mocno do myślenia daje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj