piątek, 2 marca 2018

Lunatic Soul - Walking on a Flashlight Beam (2014)




Nie znam czarno-białego dyptyku, nie było okazji, zabrakło być może czasu, może chęci tudzież odpowiedniej wówczas potrzeby? Nie poznałem także jak dotąd Impressions (trójeczka w dyskografii), a swoją przygodę z Lunatic Soul rozpocząłem przed momentem niejako, czyli dopiero za sprawą Fractured. Stąd zawartość Walking on a Flashlight Beam rorozpoznaje jedynie przez pryzmat powyższej, osamotnionej jeszcze płyty i w tym ujęciu dostrzegam pomiędzy czwórką i piątką dość znaczące różnice, które niemniej jednak nie zmieniają radykalnie charakteru muzyki Lunatic Soul. Muzyki przede wszystkim ilustracyjnej, w przypadku Walking on a Flashing Beam wielowątkowej, ambitnie rozbudowanej, z mnóstwem niuansów do wielokrotnego fascynującego odkrywania. Ekstatycznej i eterycznej równorzędnie, z mnóstwem subtelnych i gorących emocji, zarówno na wierzchu jak i pod powierzchnią kumulowanych. To zarazem przyciągająca uwagę chwytliwa fasada, jak i wzbudzająca analityczne zainteresowanie głębia. Gatunkowo spójna, w ogólności elektronika, flirtująca zarówno z rockiem progresywnym, muzyką klasyczną i hipnotycznym ambientem. Owinięta wokół finezyjnego basowego rdzenia, wielowarstwowa, przebogata aranżacyjnie, zwarta otulina, spleciona drobiazgowo z najwyższej jakości materiału. Inaczej mówiąc, koronkowa to robota. :)

P.S. Jak Mariusz Duda wówczas, kiedy płyta na rynek wchodziła w wywiadach wspominał, inspiracje czerpał z książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Portret podwójny - rzecz o Zdzisławie i Tomaszu Beksińskich". To w osobliwym emocjonalnie Tomku odnalazł pierwotyp swojego bohatera. W nim dostrzegł idealny materiał dla lirycznej zawartości czwartego krążka swojego projektu i mam przekonanie, że jeżeli “świętej” pamięci Nosferatu miałby jakimś metafizycznym cudem szansę poznać Walking on a Flashinglight Beam, to z pewnością tenże byłby w jego przekonaniu uzasadnionym tematem jednej z jego audycji. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że ten mariaż new romantic z progresywnym rockiem trafiłby prosto do serducha Beksińskiego i nieźle by w nim namieszał, a genialny Gutter maniakalnie byłby w trójce promowany, doprowadzając Tomka za każdym razem do słownej ekstazy. Mam też wrażenie, że pomiędzy Dudą, a Beksińskim istniałaby przejmująca więź, oparta o podobną wrażliwość muzyczną. Podobne przecież klimaty w ich duszach pulsowały, w tych samych rejonach dźwiękowej strawy bez wątpienia by dzisiaj poszukiwali. Pewnie przyjaźniąc się, łącząc pasją dwa pokolenia - gdyby tylko Tomkowi chciało się jeszcze żyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj