poniedziałek, 26 marca 2018

Pewnego razu w listopadzie (2017) - Andrzej Jakimowski




Nie mam teraz poczucia, że dobrze sobie uczyniłem oglądając film Andrzeja Jakimowskiego, bo zobaczyłem to, co w zasadzie już wiedziałem, a sam seans okropnie popsuł mi względnie dobre samopoczucie ostatnio z uporem maniaka bronione unikaniem wszelkiej maści serwisów informacyjnych. Jego analiza nie nastręczyła jakichkolwiek problemów natury intelektualnej, wszystko podane zostało na tyle bezpośrednio, by bez wątpliwości przesłanie odczytać, a artystyczna formuła sprowadziła się do już od Zmruż oczy powielanej konstrukcji kompozycji, zbudowanej z oczywistych klisz, tym razem dodatkowo z dokumentalnym sznytem. Pokazanych przy udziale jednej gwiazdy (jak zwykle świetna Kulesza) i kilkunastu osób z obsady, których nie bardzo kojarzę (sprawdzam... i wiem już, iż nieco mijam się z prawdą). Nie zmieniają jednak te mankamenty faktu, iż punkt widzenia Jakimowskiego odzwierciedla znakomicie obraz kraju funkcjonującego w zwarciu - w światopoglądowym starciu dychotomicznym, zaszczepionym przez politycznych cwaniaków. Tyle, w tym miejscu, natomiast w post scriptum....

P.S. ....szersza, okołotematyczna analiza, co do której mam pewność merytorycznej zasadności, zaś brak mi przekonania o jej dobrych, bo unikających stanów konfliktowych konsekwencjach. Ale raz kozie śmierć, a niech się blog trzęsie. :) Mianowicie, smutny i strasznie przygnębiający w swej wymowie to obraz, który pokazuje brunatną falę nienawiści, jaka rozlewa się po ojczyźnie, infekując umysły coraz liczniejszej grupy młodych ludzi, przy fundamentalnym udziale bezrefleksyjnej klasy politycznej. Nie jest to tylko i wyłącznie dramat o charakterze światopoglądowym, tudzież ideologicznym, chociaż wydarzenia z ekranu są podporządkowane finalnym ujęciom tzw. Marszu Niepodległości z 11 listopada 2013-ego roku, które jednoznacznie ale bez natrętnego komentarza sugerują co Jakimowski spostrzega jako największe zagrożenie dla kraju. Nim narastająca ksenofobiczna, nacjonalistyczna rodaków obsesja, w skrajnych przypadkach bez większej nadinterpretacji kojarzona z faszyzmem, która stała się w Polsce zadziwiająco sprytnie nakręcanym trendem. Krytyka rodzimej współczesności w spojrzeniu Jakimowskiego jednako nie ogranicza się wyłącznie do piętnowania bulwersujących przypadków podpinania patriotyzmu pod akty wandalizmu i nienawiści. Wrażliwy społecznie reżyser pokazuje także ułomności liberalizmu gospodarczego, niebezpieczeństwa płynące z drapieżnego kapitalizmu, rozwarstwienia społecznego, niesprawiedliwego podziału dóbr i słabości organów sprawiedliwości, funkcjonujących według nieprecyzyjnego lub całkowicie pozbawionego wrażliwości społecznej prawa, często też będąc istotnym elementem sitwy, powiązanej grubymi finansowymi interesami. Koniec końców kiedy napisy finałowe przez ekran przepływają, wniosek kluczowy się nasuwa. On w istocie polityczny i niestety chyba ostatecznie odbierający nadzieję na rozsądne zmiany w obliczu tej ziemi. Bowiem od jakiegoś czasu obserwując polityczną zawieruchę, rodzaj przemiany ideologicznej i ogólnospołeczną antyestablishmentową tendencję, która wyrosła na gruncie antysystemowym, widać jak na dłoni, że jej efekty w żadnej mierze budujące. Zmiana bezwzględnie nastąpiła, w społeczeństwie zaszły zasadnicze przemiany w spostrzeganiu świata polityki i biznesu, obudziło się potrzebne oddolne zaangażowanie, będące pochodną nie tylko medialnych manipulacji. Ale zbyt wiele pęknięć pomiędzy rodaków ten marsz ku „lepszemu” wprowadził, głębokich podziałów w łonie jednej ojczyzny, których zasypanie w przeciągu nawet wieloletnim nie jestem już w stanie uwierzyć. Albowiem jak praktyka wyraźnie pokazuje, jednych beneficjentów przywilejów władzy zastąpili inni – jeszcze bardziej radykalni i jeszcze silniej trzymający się koryta. Z prostym przepisem na długotrwałe spijanie z rogu obfitości, którym w rzeczy samej konsekwentne polaryzowanie nastrojów społecznych, niczym budowanie sobie armii sekciarskich wyznawców, zdolnych w swym radykalnym podążaniu za liderem do aktów najobrzydliwszych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj