poniedziałek, 5 marca 2018

Toni Erdmann (2016) - Maren Ade




Zaległość filmowa bardzo obowiązkowa, zatem najwyższa już pora była aby ją nadrobić i w towarzystwie pochwalić się znajomością współczesnego europejskiego kina, które światowe laury zbiera. Toni Erdmann to jak się bez wielkiego zaskoczenia okazuje świetna gorzka satyra, oryginalnie opowiedziana i do bólu realistyczna. Celna diagnoza korpoludkowego niby życia, kondycji mentalnej i moralnej szczurzych sprinterów, po stanowiska, po kasę, tak właściwie to po ch** wie co? W ich luksusowym życiu ustawiczny stres, napięcia, presja, zimne relacje biznesowe, samotność pośród ludzi i w kontrze puste przyjemności rekompensujące, nawet niepołowicznie deficyty bliskości. W tle usankcjonowany prawnie system wyzysku, działalność międzynarodowych korporacji na świeżym wschodnioeuropejskim rynku - grube pieniądze robione na garbie młodych demokracji. W tym świecie pozbawionym duszy, śmiertelnie poważnym, morderczo precyzyjnym w swej autodestruktywnej formule, pojawia się błaznujący turbo dziadek. Cholernie inteligentny, przenikliwy i przebiegły, który osobliwy plan w życie wprowadza i nie pozostawia swej pierworodnej córce, będącej modelowym przykładem korposzczurzycy, na zignorowanie błyskotliwych podtekstów i sugestii. W tym pajacowaniu jest metoda, w nim jest prawdziwa miłość i głębokie oddanie - zdroworozsądkowa empatia i ambitna prowokacja. Obraz Maren Ade, gdyby nie przedobrzone rozmiary i pewne mankamenty narracyjne, to okrutnie niebanalny,  piekielnie dobry film o rzeczach najważniejszych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj