czwartek, 15 sierpnia 2019

Greta (2018) - Neil Jordan




Świadomie zaaranżowany "przypadek" jest katalizatorem brzemiennych w skutki wypadków! Dwie osamotnione dusze poranione przez bezlitośnie płynący czas się spotykają! I tak dalej i tym podobne! ;) Zasadniczo nic wyjątkowego, tym bardziej odkrywczego czy ponad standard fascynującego. Całość po początkowych ujęciach zapowiadających psychologiczny dramat przybiera kształty sugerujące rasowy thriller. Tyle że on dość płaski, z licznymi logicznymi dziurami i banałem w głównej roli. Psychopatka prawie zmartwychwstała i ogólnie można było przewidzieć co się w kolejnych scenach wydarzy, ale to taka konwencja która w schematycznym wydaniu nie może zaskoczyć, a nawet mimo że wieje z niej dość przekonująco grozą, to i uśmiech zażenowania chociaż raz podczas projekcji wzbudzi. To wszystko właściwie było tyle już razy, że świeżości trudno oczekiwać, a tym bardziej gdy widz jest już uodporniony na te wszystkie immanentne dla gatunku manipulacje. Byłbym jednak niesprawiedliwy gdy je na przykład współcześnie Polańskiemu wybaczam, a wyśmiewałbym teraz Neila Jordana, więc profilaktycznie natychmiast zamilczę, ciesząc się że w międzyczasie nieco jadu dla świadomości z czym mamy do czynienia wylałem. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj