wtorek, 27 sierpnia 2019

Rosemary's Baby / Dziecko Rosemary (1968) - Roman Polański




Późnym wieczorem człowiek impulsywnie przerzuca kanały i podczas tej pozbawionej większego sensu czynności trafia na klasyka, jak się okazuje nieprzypadkowo akurat w tym dniu emitowanego. Urodziny naszego mistrza, to należy je uczcić pokazując legendarny i przełomowy dla jego kariery obraz, który z impetem wbił jego nazwisko na usta całej ówczesnej światowej branży filmowej. Rosemary's Baby mimo że znam oczywiście doskonale i tym razem utrzymał mnie przed telewizorem do samego finału. Jest w nim wciąż ten immanentny dla stylu Polańskiego hipnotyzujący magnetyzm, który nawet odrobinę nie osłabł, mimo że tak wiekowy. Co z punktu widzenia siły oddziaływania najistotniejsze to to, iż klimat w którym zło i napięcie można kroić niekoniecznie zakrwawionym nożem wchodzi pod skórę i od wewnątrz zmysły atakuje. Wszystko jest tutaj dopieszczone perfekcyjnie, poczynając od scenografii genialnie światłami podkreślanej, przez przekonujące aktorstwo, scenariusz z fascynującą nieoczywistą tajemnicą i wreszcie magiczną, nerwowo rozedrganą muzyką Krzysztofa Komedy, z ponadczasowa tematem z Kołysanki. W moim przekonaniu ciekawostką dla zarówno młodocianego kinomaniaka, jak materiałem do niekończących się deliberacji dla posiwiałych weteranów sal kinowych jest styl, który świetnie łączy odartą z szołmeństwa szkołę środkowoeuropejską, z podrasowaną amerykańskimi możliwościami tradycją kina spod znaku rzecz jasna Hitchockowskiego suspensu. Ale i coś nowego, nieco ryzykownego Polański do tej kreatywnej hybrydy dodał, to szokowanie poprzez wyraźne kontrowersje, czyli goliznę i priorytetową psychodelii nutę w teatralnym ujęciu, bowiem wiemy iż silnie też inspirował się produkcjami z wytwórni Hammer. Flirtuje zatem z rozmachem Polański z nieco kiczowatą stylistyką,  jak i antycypuje w kilku ujęciach powstanie brutalnego nurtu giallo, ale za sprawą psychologii zaawansowanej i z charyzmą serwowanej nie popada w tandetę i w konsekwencji śmieszność. Poddaje słusznemu nieinwazyjnemu wartościowaniu postawy bohaterów, bez pretensjonalnego dydaktyzmu w płytkiej moralizatorskiej oprawie, lecz z demonicznie perfidnym poczuciem wiary popartej obserwacją natury ludzkiej sugerującej, że szatan działa podstępnie w środowiskach które kamuflażem dla jego misji. Cyrografy podpisane, dusze zaprzedane za dobra doczesne i obietnice wiecznej dominacji. :) Tyle, że nic tutaj nie jest takie oczywiste, a prawda może objawić się w absolutnie pozbawionym pierwiastka metafizycznego wyjaśnieniu, że oto nasze instynkty, pragnienia i lęki obracają się przeciwko nam w formie psychicznych zaburzeń, które z łatwością w nas kiełkują gdy w newralgicznym momencie poddani działaniu stresu zostajemy.

P.S. Już tyle przez lata o Dziecku Rosemary napisano, poddano szczegółowej analizie i na wszelkie sposoby na czynniki pierwsze rozkładano, że nie pozostaje właściwie nic do dodania, a moje nieodkrywcze, lub co gorsza nadinterpretacyjne refleksje mają wyłącznie sens jako uzupełnienie filmografii Polańskiego na stronach NTOTR77.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj