środa, 28 sierpnia 2019

Rocketman (2019) - Dexter Fletcher




Jak mówią kobiety "uroczo chłopięcy Taron Egerton", czyli niegdysiejszy Eddie zwany orłem ponownie u Dextera Fletchera wymiata, tym razem wcielając się w postać Eltona Johna. W formule spowiedzi terapeutycznej „podziel się z grupą”, w dwóch tonacjach zarówno wszelkich odcieni mniej lub bardziej głębokiej czerni (to co w duszy,) jak i wszystkich oczojebnych jaskrawości tego świata (to co na scenie). W szołmeńskim musicalowym wydaniu, gdzie mimo iż prawda potrafi boleć, bowiem fakty z życia gwiazdy niepoddane są większej kosmetyce, to jednak nieco ślizgamy się po nich w chronologicznym bałaganie, który dzięki świetnej reżyserii stanowi bardzo sprawnie kontrolowany chaos. Na potrzeby zaimponowania energetycznym widowiskiem kapitalnie hiciory z kariery Eltona zaaranżowano, a ich miejsce i znaczenie w scenariuszu wyraziście uzmysławiają logikę, która kierowała intencjami twórców. Życie na szczycie, ostra jazda na fali dzięki spadającej z nieba mannie, aż zaryjesz raz, drugi, trzeci mordą o glebę, przebijając kolejne dna upodlenia. Bowiem sława, pieniądze spadają na nieśmiałego, zagubionego o niskim poczuciu wartości wrażliwca - jakby nieszczęść przez współczesny świat niewybaczanych było mało, do tego jeszcze o homoseksualnych skłonnościach. Stąd musiało być też na ekranie zarówno kontrowersyjnie jak i ckliwie, aby uwypuklić desperackie poszukiwanie miłości fizycznej i akceptacji duchowej oraz nie musiało, ale na szczęście było odjazdowo, korzystając z poczucia humoru w inteligentnej ironicznej, jak i krzykliwej formule. Cekiny, błyskotki przeróżne, których określeń nie znam. Pióra, okulary i stroje cudaczne - absolutnie nieskromne. Oprawa efekciarska, robota operatorska mistrzowska i montaż genialny. Sprężenie ekipy technicznej konkretne, artystyczny pomysł i emocjonalna deklaracja wyraziste. Aby dać widzowi petardę rozrywkową i aby uzmysłowić to co każdy nawet półinteligent wie (ćwierć, cholera go wie, albo paradoksalnie wie nawet lepiej), że jak masz talent i jesteś wrażliwy, to to drugie do kieszeni, a to pierwsze do spieniężenia. Zatem uśmiech szeroki i jazda – show must go on, bo dolary karmić mają pustkę i całą masę pasożytów orbitujących wokół gwiazdy. Ileż takich historii napisało życie i w złoto show biznes zamienił, adaptując na potrzeby kina mainstreamowego. Nie zawsze jednak udawało się oczywistości ubrać w tak barwny i żywiołowy spektakl o głębokim emocjonalnym fundamencie, ponadto w formie musicalu, gdzie śpiewane fragmenty nie burzą narracji, a nawet ją podkręcają stając się punktami kulminacyjnymi. Jakbym przed rewiami w kinie, jak widać nieskutecznie się bronił, to jednak kilka takich powstało, które potrafiły mnie w stu procentach wkręcić, a Rocketman to obok dużo bardziej sławnego La La Landu z ostatnich lat z tej kategorii kolejna perła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj