niedziela, 10 maja 2020

Katatonia - City Burials (2020)




Na początek banał, czyli komunał, truizm, frazes, iż powrót Katatonii cieszy niezmiernie, gdyż ostatnie lata stawiały pod znakiem zapytania dalszą działalność grupy, która (jeśli mnie źródła nie wprowadziły w błąd) wpierw zawieszała działalność, by za moment oznajmić, że to chyba jednak koniec, a nie czas na dłuższą regenerację sił i ożywienie motywacji. Ostatecznie obawy o konieczne pogrzebanie nadziei na wznowienie działalności przez ekipę Szwedów prędziutko stały się przeszłością, którą pozostawiam daleko za sobą jako traumatyczne przeżycie, jakie wywołują złe wieści z obozów moich muzycznych ulubieńców. Mordka moja wówczas jeszcze siłą szoku zasmucona przybrała wyraz znacznie bardziej optymistyczny, gdy pierwsze donosy głosiły, iż grają i na studyjnej pracy się koncentrują, a już rozpromieniła się niebywale, gdy premiera znakomitego Lacquer nakazała sądzić, że nowy krążek okaże się wielkim kolejnym przełomem w historii Katatonii. Miałem to przekonanie, że elektroniczny charakter pierwszego singla skieruje muzykę grupy w rejony modnego ostatnio ejtisowego syntezatorowego półmroku, ale też nie odczuwałem większego niepokoju związanego z możliwym zarzuceniem dotychczasowego charakteru tworzonych dźwięków. Katatonia przez lata w moim przekonaniu stała się synonimem wyważonej ewolucji, bez szaleńczych przeobrażeń, ale i bez również lęków przed wypróbowywaniem pomysłów, które z założenia nie mają szans na płynne wdrożenie w strukturę ich kompozycji. Tak też z black metalowego kręgosłupa wyrosła istota muzyki Katatonii, przez już prawie trzy dekady stopniowo ubogacana doświadczeniem i wysokim stężeniem artystycznej wyobraźni, którą dziś można by ująć w sformułowaniu, iż to nieskrępowany schematami emocjonalny dark rock, z masą uwrażliwiających inklinacji zarówno naturalnie o charakterze dźwiękowym, jak i szczególnie ważnym lirycznym. Poetycka formuła treści i idealnie z nią spójna, fantastycznie jak zawsze zaaranżowana warstwa muzyczna (którą przy konsekwentnym zaangażowaniu odbiera się nie tylko na kilku poziomach zaawansowania), jest wspaniale uwypuklona również w omawianym w tym miejscu City Burials. Albumie o niezwykłej mocy sugestywnej, czerpiącego z dotychczasowego wzorca (elektronika, gitary i masa emocji) oraz właśnie formie z każdym kolejnym odsłuchem fenomenalnie osadzającej się w umyśle słuchacza, który partiami odkrywa liczne smaczki (ornamenty, zdobienia), a sam kształt poszczególnych utworów zmienia systematycznie swoje oblicze, sięgając finalnie poziomu mistrzowskiej kompozytorskiej manipulacji pojedynczymi dźwiękami i rozbudowanymi frazami, aby stworzyć dzieło jednocześnie koherentnie chwytliwe i bezustannie intrygujące. I mógłbym w tym miejscu wymienić swoich faworytów, choć to z rzadka czynię, bowiem uważam, iż album to całość, a każdy jego element znaczący dla efektu finalnego, ale tego jak zwykłem (tym bardziej w przypadku tej ekipy) nie zrobię, gdyż myślę że z czasem te numery pośród pełnej track listy nie do końca jeszcze odkryte, już wkrótce odsłonią przede mną swe tajemnice i staną się kolejnymi, które skradną na dobre moje serce i duszę. Nie gdybam, ja to wiem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj