poniedziałek, 22 stycznia 2024

Sól ziemi czarnej (1969) - Kazimierz Kutz

 

Na początek projekcji słowo wstępne recytowane przez Gustawa Holoubka, aby widza wprowadzić w etos śląsko-powstańczy, a całym projektem jak się okazało obliczonym na nieformalny tryptyk, przywrócić tematowi godność. Scenariusz jak można się dowiedzieć, gdy nieco głębiej okoliczności genezy przestudiować, oparł Kutz na rodzinnych legendach i jak sam film ukazuje oplótł ją wokół losów rodzeństwa siedmiorga braci i z tej perspektywy wspomnień jednej familii, z naciskiem na najmłodszego z rodzeństwa. Akcja rozgrywa się w sierpniu 1920 roku i odnosi do II Powstania Śląskiego, które wciąż pozostając całkowicie „spontanicznym ruchem plebejskim” różniło się zdecydowanie od ostatniego, jakie według źródeł miało już charakter znacznie szerzej zorganizowany militarnie. Kutz relacjonuje tutaj romantyczno-patriotyczno-tragiczne wydarzenia, kreuje według folklorystycznej formuły estetycznej obraz o naiwnym samobójczym poświeceniu, bądź odwadze w narodowo-wolnościowym uniesieniu. Punkt widzenia zdaje się zależny od zdrowego rozsądku ścierającego się z poczuciem odebrania godności pod uciskiem wroga - to o żyjących tam wtedy i od zupełnie innych motywów, gdy ktoś z perspektywy dzisiejszego na swojej ziemi poczucia względnego, aczkolwiek nieporównanie większego bezpieczeństwa ocenia czy wartościuje. Sprawa dyskusyjna - lecz myślę nie ma po co się spierać, bezdyskusyjnie natomiast szanować każde młode życie oddane w czasach niewątpliwie trudniejszych i bardziej skomplikowanych, mimo ze czerń i biel wówczas były wyraźniej kontrastowe. Powstał dosłownie obraz imponująco “malowany”, nie tylko biorąc pod uwagę barwy i faktury, ale tez pejzaże i scenografię ogólną z wąskimi, lecz uznaję bardzo świadomie dobranymi lokacjami. Dominują widoki z hałd i cały charakterystyczny industrialny krajobraz górnego śląska, wpleciony w otoczenie pochłanianej przestrzeni wiejskiej oraz sceny napędzanych zrywami walk czy religijnych obrzędów, tudzież ludowych ceremoniałów, a co należy obowiązkowo wspomnieć samo aktorstwo robi intrygujące wrażenie, szczególnie gdy śmietanka polskich aktorów, to nie tylko autochtoniczni Ślązacy, ale także doskonale radzący sobie z gwarą, autentycznie wypadający Warszawiak Jan Englert. Ponadto wielość w tle nawiązań do zawiłej sytuacji politycznej oraz w kontekście raz kręgosłupa mentalnego Śląska, dwa reakcji wolnej Polski na śląskie zrywy sceny przez historie kina jako emblematyczne zapamiętane, czyli między innymi witraż odbity na twarzy Łukaszewicza oraz strącona czapka oficerska z głowy ofiarnego Olbrychskiego. Niestety w kwestii poruszających emocji wyciskanych to niewiele, a jeśli już więcej to najmocniej na koniec, a wcześniej one bardziej teatralne niż wzbudzające szarpiące człowiekiem poruszenia. Ale to często był problem tego szlachetnego sprzed ponad pół wieku kina, lecz poniekąd zbyt jałowego w sensie dzisiejszego sposobu oddziaływania głęboko uczuciowego. Niemal za każdym razem odnoszę takie subiektywne wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj