poniedziałek, 2 września 2013

Apocalypto (2006) - Mel Gibson




Gibson swoje odjazdy w życiu prywatnym częste miewa, jednak jeśli takiej jakości obrazy od czasu do czasu zdarzy mu się nakręcić, ignorować wszelkie przejawy fanatyzmu i megalomanii jego zamierzam. A że ja historykiem czy specjalistą od Majów kultury nie jestem, zatem na produkcję z perspektywy dokumentalnej nie patrzę. Dla mnie to przede wszystkim wciągające, ekscytujące kino w egzotycznym, intrygującym czasie i miejscu fabularnie osadzone. W tym konkretnym przypadku zdecydowanie mi to wystarcza! Kapitalna praca kamery, wstrząsające sceny, muzyka podkręcająca napięcie i autentyczna więź z bohaterami, to sztuka jaką Gibson w przekonaniu moim osiągnął w stopniu znakomitym. Z tej właśnie perspektywy, pomijając nietrafne Łapy Jaguara z super bohaterem w osobie Ramba porównania, refleksje po kilkukrotnym z obrazem kontakcie niezmienną mam. Mianowicie okrutne to czasy dla współczesnego obywatela cywilizowanego świata się wydają. Jednak wystarczy wieczorny systematyczny kontakt z programami o informacyjnym charakterze aby smutne wnioski się nasunęły. W wielu rejonach świata krew leje się równie intensywnie jak w scenach filmowych zamierzchłe czasy ukazujących, zmieniły się jedynie metody rzeźników, a ideologiczna ich motywacja bez zmian pozostaje. Grabież, przejmowanie kontroli nad atrakcyjnymi terytoriami, bezrefleksyjny kult bożków wszelakich czy bezwzględna rozprawa z inaczej myślącymi. Cywilizacja znaczy ewolucja? Nie jestem już teraz tego do końca pewny. Proszę wybaczyć kolejną moją w egzaltacje wycieczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj