niedziela, 22 września 2013

Dzień Kobiet (2012) - Maria Sadowska


 


Ja rozumiem, że Marii Sadowskiej przyświecał niezwykle ważki cel, że chciała pokazać dżunglę dyskontu i dramat zagubionych w niej ludzi bez alternatywy lub zwykłych egzystujących w niej z powodzeniem bezwzględnych cwaniaków. Jednak w kinie oprócz historii liczy się jeszcze wymiar artystyczny. Tutaj w żadnym stopniu go nie odnalazłem, odnosząc wyłącznie wrażenie szablonowej, schematycznie odtworzonej, przewidywalnej do bólu produkcji. Mdła i nużąca ona, dodatkowo sztuczna, bez grama żywych emocji. Już lepiej potencjał przedstawionych wydarzeń odnalazłby się w formie reportażu, którym gdyby nie pewne niuanse mógłbym obraz Marii Sadowskiej z powodzeniem nazwać. Tam suche fakty istotą w najpłytszy sposób poruszające wrażliwe serca. Krótko mówiąc zamiast profesjonalnego kina - amatorski dokument obejrzałem, nieudolnie aspirujący do miana sztuki, równie bezpłciowy i kwadratowy jak aranżacje wnętrz sieciowych molochów. Finalnie zamiast spodziewanego wstrząsającego dramatu, otrzymałem dramatyczną infantylną kluchę - bezlitosny dla Pani piosenkarki jestem!

P.S. Świadomie nie skupiam się na ocennej kwestii samej podstawowej historii, bo oczywistym chyba jest, że kapitalizm w ukazanej mafijno-obozowej formie dla mnie nieakceptowalny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj