czwartek, 26 września 2013

Black Sabbath - Mob Rules (1981)




Rok 1981 i druga odsłona Sabbath z udziałem Dio wzbogaciła dyskografie legendy. Różnice, znaki szczególne Mob Rules proszę! Z pozoru żadne, gdyż sprawdzona formuła z Heaven and Hell tutaj podstawą, niemal jakby podczas jednej sesji  kompozycje z tych albumów powstawały. Solidny, raz żywiołowy, innym razem patosem podbity hard rock esencją, jednako po uważnej analizie krążka refleksja taka oto nadchodzi, że pośród osłuchanej riffowej zawieruchy sporo mroku się sączy, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, iż więcej tu nawiązań do klasycznych albumów z ery Ozzy'ego. Taki Voodoo gdyby przez specjalistę od dekapitacji nietoperzy był wystękany straciłby pewnie wszelkie hard rockowe walory na rzecz markowej Sabbath Bloody Sabbath aury. Smuci z perspektywy lat fakt, iż pomimo owocu w postaci dwóch kapitalnych albumów z pierwszego epizodu współpracy boga gitary i głosu, sukces artystyczny nie przełożył się na sielankę także we wzajemnych relacjach. Może gdyby nie tarcia w kwestii osobowości, czy może różne spojrzenia i wizje dalszej współpracy, trójka  w tym układzie równie dobrą dźwiękową ucztę by przyniosła. Tak wiem, potem za lat kilka był jeszcze Dehumanizer, jednak jego formuła z ogólną monotonią mnie się kojarzy, a przerwany śmiercią Dio triumfalny powrót pod szyldem Heaven & Hell tylko świetnym koncertowym DVD - Live at Radio City Music Hall mnie ucieszył, bo The Devil You Know wyłącznie we fragmentach uniósł ciężar legendy. Opuścił nas Ronald James Padavona i chociaż tak wielu wkoło fantastycznych wokalistów, nikt na dzień dzisiejszy nie jest jeszcze w stanie go zastąpić. Liczę jednak, że gdzieś w garażu lub zatęchłej piwnicy ćwiczący zaciekle diament się ukrywa, zdolny w ten charakterystyczny fantazyjny sposób moją wyobraźnię zainspirować. Póki co dwa klejnoty z początku lat 80-tych intensywnie nadal będę eksploatował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj