środa, 4 maja 2016

Cop Land (1997) - James Mangold




Skomplikowane relacje rodzinno-zawodowe w małej społeczności, świadomie izolowanej przed wszelkim "gównem" z którym współczesność w wielkich aglomeracjach związana. Liczne tajemnice przez lata skutecznie skrywane, pozory dla wygody i złudnego poczucia bezpieczeństwa ignorowane lub pragmatycznie akceptowane. Ludzie po dramatycznych przejściach, funkcjonujący w matni hipokryzji, w swym przekonaniu działający w szlachetnym celu, usprawiedliwiający przekonanie o celu uświęcającym środki. Nie ma tam miejsca dla encyklopedycznego rozumienia pojęcia uczciwości, gdy niemal wszyscy mniej lub bardziej uwikłani w śliskie powiązania, zależni od lojalności otoczenia. Ten niepisany kodeks każe naturalnie chronić swojego bez względu na okoliczności - wbrew prawu lecz w zgodzie własnym sumieniem. Jednak życie ludzkie jest dla nich warte tyle ile ewentualne koszty wypłynięcia prawdy rujnującej karierę. Mając cokolwiek do stracenia nie wychylisz nosa, nie przeciwstawisz się ochranianemu status quo. No chyba, że jesteś na wskroś uczciwy, a twoje życie to smutna egzystencja w poczuciu niespełnienia, utraconej szansy. Ale nawet wtedy musisz się liczyć z tym, że "mieć rację, to nie kamizelka kuloodporna". Świetne kino, klasyczny dramat policyjny do którego co jakiś czas powracam systematycznie.

P.S. Stallone i taka zaskakująca kreacja, która jako wyjątek od reguły potwierdza, że Sly grać świetnie potrafi, gdy tylko nie jest prześladowany przez wzgląd na własną fizyczność stereotypem. W tym przypadku obok takich znakomitości jak De Niro, Keitel, Liotta, czy Robert Patrick staje z podniesioną głową, nie będąc im równym jedynie pod względem popularności, lecz dorównując im także warsztatowo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj