poniedziałek, 19 września 2016

La isla mínima / Stare grzechy mają długie cienie (2014) - Alberto Rodríguez




Na takie hiszpańskojęzyczne cudeńko czekałem od czasu Sekretu jej oczu i nawet jeśli po drodze obejrzałem kilka naprawdę świetnych dramatów, ewentualnie kryminałów/thrillerów o takim pochodzeniu, to one o półkę niżej od obrazu Alberto Rodrígueza. Uno, miejsce i czas akcji, czyli hiszpańska prowincja, inaczej zadupie i czas totalnej anomii, kres faszystowskiej dyktatury generała Franco. Dos, zdjęcia Alexa Catalány nie tylko wybornie oddające duszny klimat południa półwyspu iberyjskiego, rozsiewające mroczną aurę czasu, religijnych guseł oraz atmosferę beznadziei związanej z biedą, życiem na marginesie, jak też pozwalające sobie na pewne eksperymenty wizualne - patrz. kapitalne ujęcia z góry. Tres, postacie i ich rysy psychologiczne, ich relacje skomplikowane w politycznym i życiowym kontekście wraz z rewelacyjnym aktorstwem pozwalającym ambitne założenia z papieru przenieść na ekran.Wreszcie cuatro, sama zagadka kryminalna, która trzyma za gardło może nie tak silnym uciskiem, który oddechu pozbawia, jednak w towarzystwie całego tła wypada bardzo przekonująco i co istotne utrzymuje napięcie. Obejrzałem z wypiekami na twarzy, z podziwem jak zwykle dla umiejętności jakie drzemią w latynoskich twórcach i ich ogromnej wrażliwości artystycznej, które umożliwiają snuć fascynujące złożone opowieści wzbogacane malarskim kolorytem i psychologiczną erudycją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj