poniedziałek, 12 września 2016

Death - Individual Thought Patterns (1993)




Cztery wielkie nazwiska metalu zaangażowane w powstanie tego krążka. Na czele rzecz jasna ojciec założyciel, lider niekwestionowany tej legendy Chuck Schuldiner, a obok niego wybitni instrumentaliści. Gene Hoglan za perkusją, Steve DiGiorgio na basie i idealne dopełnienie składu jakim Andy LaRocque, nadworny gitarzysta Kinga Diamonda! Czy ze współpracy takich osobistości mógł powstać krążek słaby? Nie ma mowy! To więc jasne, że kilka poniższych linijek wypełnionych komplementami zostanie, a zachwyt sięgać będzie zenitu. Wszystko się tutaj zgadza, jest perfekcyjnie skorelowane na poziomie założeń i wykonawstwa. Brzmienie nazwałbym kliniczno-mięsistym tyle, że ekspresja tych przymiotników w takim układzie dość zabawna. Często też w opisywaniu death metalu one nadużywane i zbyt opatrzone, a przecież działania muzyczne Schuldinera tak oryginalne i wizjonerskie, iż recenzowanie ich w oklepany sposób zwyczajną zbrodnią i już. Zatem przekornie miast szukać określeń finezyjnych, lecz popularnych użyję słów pospolitych, aczkolwiek wyrazistych i napiszę, iż dźwięk jest masywny i wystarczająco selektywny. Wyrafinowane solówki pośród intensywnego wiosłowania eksponowane, szczelnie wypełniają skondensowaną przestrzeń. Podziały rytmiczne niezwykle gęste, pozornie chaotyczne, a w rzeczywistości będące idealnym porządkiem, w którym basowe wirtuozerskie pochodny i puls pobudzający groove uzupełniają treściwą pracę bębnów. Całość o frapującym posmaku awangardy, w której otwarcie na poszukiwanie świeżych rozwiązań i kreowanie nowego wymiaru wytrąca ekipę Schuldinera z ram death metalowego gatunku. Już na Spiritual Healing czuć było, że Death nie pozostanie jedynie ikoną brutalności, że Schuldiner posiada tak bogatą wyobraźnię i umiejętności by w przyszłości przełamywać schematy i sięgać poziomu imponującego. Human był tym właściwym przełomem, a Individual Thought Patterns i każde kolejne studyjne dokonanie to już dzieło poza wszelką dyskusją. Brać i konsumować, mlaskać, z zachwytu wzdychać i tak już trzecią dekadę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj