czwartek, 15 września 2016

Nóż w wodzie (1961) - Roman Polański




Trudno pisać o klasykach, szczególnie gdy ich wiek w szóstej dziesiątce trzeba już liczyć. To przecież już przeszłość daleka, dla takich jak ja "młodzianów" z trójką z przodu. :) Dodatkowo to nie te możliwości techniczne, które dzisiaj same potrafią o popularności filmu zadecydować. I tutaj właśnie (żadne odkrycie) odnajduję powód, który pozwala po wielu latach odczuwać fascynację wiekowymi produkcjami. Filmy legendarne rzadko są wśród gawiedzi popularne, a ich siła tkwi w swoistym elitaryzmie - niewielu potrafi dostrzec błysk artyzmu pośród oślepiającego światła popularności. Prawdziwi artyści nie posiłkują się wyłącznie widowiskowymi możliwościami techniki, bo każdy rozsądny reżyser, który prócz zarabianej kasy chce jeszcze filmem zasłużyć na szacunek w branży wie, że to co kilka lat temu robiło wrażenie, jutro będzie już archaiczne i obraz nawet ciekawy w treści, sprowadzony zostanie do poziomu błazeńskiej śmieszności za sprawą podatnych na błyskawiczne starzenie fajerwerków. Jak już korzystać z tego co technika daje to robić to z obowiązkową przezornością i artystycznym smakiem. Takie cechy musi posiadać twórca ambitny, bez nich łatwo popłynąć zachłystując się własnym ego. Jaźń Polańskiego nigdy chyba nadmierną pokorą nie grzeszyła, jednak jeśli brać pod uwagę drogę twórczą, nigdy nie poślizgnął się na metodzie. Ona od początku sprecyzowana i konsekwentnie rozwijana, a każdy jego obraz posiada ten wspólny mianownik, który jednoznacznie o pochodzeniu świadczy. Jeśli nie dostrzega się w debiucie Polańskiego cech zbieżnych z dalszymi dziełami, nie rozumie się istoty jego kina. W nieskomplikowanej fabule Noża w wodzie tkwi żywa poezja posługiwania się psychologiczną wiedzą, czytania w ludzkich duszach i człowieczej naturze. Przenikliwość i błyskotliwość, która potrafi zamaskować warsztatową nieporadność aktorskich amatorów. Kto skupia się na fatalnej grze Jolanty Umeckiej czy koniecznych zabiegach wykorzystujących dubbing, gdy symfonia ludzkich relacji doprowadzona do poziomu arcymistrzowskiego. Gdy klimat oniryczny, atmosfera pomiędzy samcami tak gęsta, że właściwie to można ją tytułowym kindżałem krajać. Kiedy kilka scen niemal magicznych (spacer po wodzie), zdjęcia wysmakowane, a muzyka Krzysztofa Komedy to dowód niepodważalny jego geniuszu. Dwa koguty w kurniku się spotkały, a kura tylko jedna. :) Bo tutaj o męskość idzie - jeden samiec dojrzały swe walory chce potwierdzić, drugi z młodzieńczą naiwnością je udowodnić. Jest w tej rywalizacji napięcie, coś wisi permanentnie w powietrzu i tylko potrzeba zapalnika by eksplozja nastąpiła. Jest prawda uniwersalna, fakt bezsporny - każdy mężczyzna potrzebuje nastroszyć piórka by być podziwianym. Bez względu na wiek - nie tylko oni byli tacy sami i różnili się wyłącznie etapem na którym tkwili.

P.S. Rozwinąłem jedynie kluczowy wątek, lecz głębia legendy Noża w  wodzie ma jeszcze wiele intrygujących tajemnic mówiących nam tak wiele o nas samych! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj