niedziela, 2 lipca 2017

Arcadea - Arcadea (2017)




Zatrzęsienie wyrastających okołomastodonowych projektów jest faktem, znaczy tworów muzycznych współtworzonych przez członków ekipy Mastodon, lecz niekoniecznie bliźniaczych stylowi grupy. Więcej te wszystkie GTO, GIG czy KBK raczej daleko odchodzą od stylistyki macierzystej formacji czterech wyjątkowo płodnych instrumentalistów i chyba jeśli mnie słuch nie myli i odpowiednio ogarniam obcą mi, bo nazbyt elektroniką zdominowaną materię muzyczną, to paradoksalnie najbliżej jazdy pod Mastodon przez wzgląd na charakterystyczny flow, struktury i harmonie gry Dailora jest właśnie Arcadea. Zapewne prowadzona, a może i nawet zdominowana twórczo przez wielorękiego maga perkusji uzyskuje ten efekt bez użycia gitar, a cała aranżacja oparta jest na ejtisowych syntezatorowych brzmieniach na kształt ośmiobitowej technologii sprzed lat, mocno wspomaganej pełnymi wyobraźni odjechanymi impresjami. To jak domniemam rodzaj psychodelicznego space rocka bez wiosłowania, za to z intensywnym pulsem zestawu Dailora przykrytym lawą piskliwej elektroniki. Rzecz w mojej ocenie nieprzeciętna, mocno osobliwa, brzmiąca całościowo oryginalnie mimo pewnych inspiracji płynących z syntezatorowych tripów rozwijanych w kolorowych latach siedemdziesiątych i niewiele mniej barwnych osiemdziesiątych. Słucham tych jedenastu kompozycji już po raz kolejny z rzędu z zaskakującą mnie przyjemnością i wzrastającym wprost proporcjonalnie do ilości odsłuchów jednoczesnym niestety przekonaniem, iż efekt zainteresowania nie przeistoczy się w długowieczną fascynację. Intrygujący to album, ale to „MIDI” granie nie z mojej bajki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj