Przekonała mnie redakcja Noise Magazine,
siła jej sugestii widać ogromna a ja jej mentorskiemu autorytetowi uległy. :) Album
numeru zobowiązuje, a nazwa gdzieś przez lata pośród rzeczy, które poznać
powinienem, a dotąd tego nie czyniłem się przewijała - toteż kiedy jak nie teraz,
gdy takie pochlebne recki i okładka z miejsca sympatię wzbudzająca (zaiste kapitalny obrazek). Oj wychwalony
został ten krążek, bardzo celnie i intrygująco opisany, stąd moje
zainteresowanie, może chwilowe trudno mi teraz z jednoznaczną pewnością perspektywę dla In Spades
nakreślić. Sama muzyka to alternatywa (nawet gdy lider się wzdryga na to określenie), która bardziej spogląda w stronę wysp niż
stąpa po tradycyjnych amerykańskich terenach. Może ja się akurat w tej
stylistyce nie do końca odnajduję, niewiele znam grup z tej sceny więc zakładam nieco w ciemno, że u jankesów gra tak niewielu. Jak się okazuje, gdy przejrzeć historię, grupa najwięcej
osiągnęła podczas flanelowej rewolucji to grunge’u nie gra, a jej korzenie
sięgają lat osiemdziesiątych i stamtąd pochodzące inspiracje czuję wyraźnie. Taki
to niewątpliwie ambitny, bo wybornie zaaranżowany, co nieco muśnięty quasi
orkiestracjami i sekcja dętą, w palecie brzmień intrygujących z gracją się
poruszający rock, z soulowym charakterem jednak bez wyjątkowego, znaczy głębokiego wokalu. Greg Dulli może i kombinuje, mruczy, szepce i tą zmysłową
chrypką fajnie wpisuje się w bujającą muzykę, ale nie stanowi tutaj ogniwa na
tyle wyrazistego, by brak tej maniery mógł zmienić radykalnie brzmienie numerów. Cierpi nieco
całość na brak kopa (i nie tylko mam tu uwagi do głosu lidera), nie usłyszałem
jakichś wrzących emocjonalnych uniesień, wzbudzenia pasji,
niegrzecznej gwałtowności. To może być mój zarzut, nie co do koncepcji, ale w
stosunku do moich oczekiwań. Tyle że, jeżeli już mieli zaspokajać wymagania to
starych wiernych fanów którzy na styl z In Spades, jak prasa donosi nie kręcą
nosem. Taki neofita jak ja ma się przekonać do tego, co dostaje a nie wystosowywać
aroganckich roszczeń! :)
P.S. Tekst napisałem, zadowolony z efektu przy akompaniamencie Into the Floor się poczułem i bach, info o śmierci byłego gitarzysty formacji się pojawiło. RIP Dave Rosser.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz