Piękna historia, wzruszająca opowieść
o zaszczepianiu pasji i „burzliwej” przyjaźni, oparta na wątkach
autobiograficznych reżysera i nawiązująca formą do urzekającej klimatem klasyki kina. Może nazbyt
egzaltowana i przez to od tej wzruszającej słodyczy nieco mdli, szczególnie w
finałowych scenach, ale ten rodzaj przelukrowania akurat mimo jego naturalnych
wad do zniesienia, tym bardziej gdy film z założenia baśń z prostym ale wartościowym
przesłaniem przypomina, niż stanowi odzwierciedlenie rzeczywistości w skali
1:1. Piękne zdjęcia, przeurocze scenerie, wybornie na ekran przeniesiony klimat
małego włoskiego miasteczka i zbudowanej wokół tradycji i religii społeczności.
Włoski żywotny temperament pokazany w ciepły i zabawny sposób, odrobina oczywiście
niekoniecznie już karykaturalnego tła w postaci mafijnej obyczajowości,
skorumpowanej polityki i okrutnej wojny oraz dla równowagi groteskowego spojrzenia
na cenzurę. Urokliwe jednakże to kino, choć zatopione w ciężkich czasach,
trudnej przecież egzystencji, bo przede
wszystkim ono o dzieciństwie, czyli tym najbardziej magicznym okresie życia, kiedy
to wyobraźnia wyznacza granice, a brak świadomości na jakim popieprzonym przez
dorosłych świecie przyjdzie żyć jest cudownym błogosławieństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz